piątek, 7 grudnia 2007

Dylematy opozycji w PRL – „Demokracja”


W PRL właściwym sprawa była prosta. Opozycja gniła dwa metry pod ziemią lub w ciasnej celi, albo chowała się po takich kątach, że nie przeszkadzały kreślić matematycznym wzorem idealnej sfery.

Wpływów.

Za wyjątkiem, rzecz jasna, opozycji koncesjonowanej w PRL schyłkowym. Pisującej listy i książki z mrocznych kazamatów, opisywanej i wysłuchiwanej przez Wolną Europę (to, przy zachowaniu wszelkich proporcji, takie bezhabitowe Radio Maryja tamtych czasów).

Problemy pojawiły się po 1989 r., spotęgowały w 2005 r., a obecnie zmierzają do jakże upragnionego przesilenia. Można by je streścić właściwie w jednym pytaniu.

Jak pozostać opozycją w kraju, w którym można nią być wyłącznie opozycyjność udając?

I nie chodzi tu jedynie o pozorowanie odmienności poglądów wobec aktualnie rządzących, jakie praktykowała np. PO przed 2005 r. W próbie odpowiedzi na powyższe pytanie musi się zmieścić choćby recepta na ryzyko publicznego głoszenia poglądów i programów opozycyjnych. Nie tylko osobiste.

Na każde słowo opozycji CZEKAją media. Aby rozerwać, pogryźć, przeżuć i wypluć w stronę odbiorcy. Nie do poznania cudeńko.

A od 21 października także rządowy aparat administracyjno-policyjny (jawny i tajny). W odwodzie zaś - domiar „sprawiedliwości”.

Na ile serio należy traktować demofasadę, gdy doświadczenia ostatnich dwóch lat wskazują, że podchodzenie do niej ze śmiertelną powagą zdradza skłonności samobójcze? Tym bardziej, jeśli własny rygoryzm prawny łączy się z przymrużeniem oka na naruszanie prawa przez przeciwników.

Co by jednak ewentualny dystans do moszczącej się na tronie i przy spustach cekaemów „demokracji” miał oznaczać w praktyce?

Zwoływanie kongresów partii w podziemiu?

Może młodszym i najstarszym (tak, tak, tym, którzy dobrze PRL właściwy pamiętają) dałoby się wszystko wytłumaczyć Matrixem, ale ze średniakami, a tych jest większość, byłby kłopot.

Z całą pewnością jednak monotonię i jednostronną histerię mediów, tak jak represje, trzeba umieć wykorzystać. Umieć, czyli nie kwitować wszystkiego jedną konferencją prasową, ale zaplanowaną i przeprowadzoną, najlepiej w dłuższym okresie, akcją.

Ba, tylko czy to wystarczy?

Czyżby, jak zwykle, w ostatecznej rozgrywce, miały zostać kamienie i zmieniające barwy na narodowe koszule?

A potem, po zwycięstwie, budowa PRL.

Prawdziwego.

A może cały ten mój wywód nie ma większego sensu?

Trzeba tylko usiąść wygodnie przed TV, z butelką piwa w dłoni i popatrzeć.

Dorn vs. Kaczyński.

Czyli pojedynek Szkieletu z Czaszką na cmentarzu pod nazwą „Polska”.

O listek figowy na ostatnim nagrobku.

4 komentarze:

Impertynator pisze...

Nawiasem, domiar "sprawiedliwości" zbiera takie prezenty Tuskowi pod choinkę, że sam bym lepszych nie wymyślił.

--------------------
"Warszawski sąd okręgowy uchylił wyrok ośmiu lat więzienia dla znanego psychologa Andrzeja Samsona i skierował sprawę do ponownego rozpoznania."
--------------------

Anna pisze...

ósmy grudnia-nic
dziewiąty grudnia-nic
dziesiąty grudnia-nic
jedenasty grudnia-nic

ciemność widzę:-)

Pepe.krk pisze...

Święty Mikołaj mu widocznie rózgę przyniósł.
No i teraz pokutuje.

Impertynator pisze...

Nie marudzić.

Bo wprowadzę opłatę za czytanie.