Media miłościwie nam panujące doniosły, że Słońce Dni Naszych, znużone unurzaniem w ciężkim trudzie przewodzenia - a napięcia tam jak pod Czarnobylem - naszemu krajowi, udało się wraz z rodziną na kilkudniowy wypoczynek do Włoch.
Ja mu się nie dziwię. Zalew papierów, że po pięciu minutach człowiek nie pamięta już co czytał, nieusuwalny (bez interwencji chirurga) skurcz mięśni policzków od ciągłego uśmiechu, no a na koniec balet z niedźwiedziem. Trzy miesiące takiej katorgi wystarczą.
Włochy to kraj dolce vita. Może się tam uda, na luzie, w klapkach, przy dobrym koktailu, albo kilku, spotkać z Ryśkiem i Januszem? Ta macierewiczowa banda nie wiadomo gdzie i jakie pluskwy w kraju powsadzała.
Cykl trzymiesięczny to z grubsza biorąc cykl pór roku. Kroi nam się premier, który przed każdą przyrodniczą przemianą będzie musiał wziąć głęboki oddech? To takie reymontowskie.
Nie wiemy zresztą, czy to już jest to właściwe tempo. Może się okazać, że trzeba się będzie relaksowac co miesiąc.
A może nabierze większej wprawy?
Tylko czy próby jednoczesnego ujarzmienia USA i Rosji, wprasowania Polski w monolit unijnego sukcesu, zawrócenia Wisły (Hospicja wyliczyła, że to się da lepiej sprzedać) i powstrzymania grawitacji na to pozwolą?
1 komentarz:
Nie dość, że leń, to dezerter.
Czmychnął na alpejskie stoki, by się nie wyzewnętrzniać, zneutralizować, a właściwie uciąć wszelką dysputę o swoim akcie "zbliżenia" z Putinem.
Tusk...
Z nieskrywaną dozą przekory, polecam nowy wpis Twojego ulubieńca ;)
Czynię to resztkami sił, po dniu morderczym, doceń!
:)
Prześlij komentarz