Trwa zażarta walka o to, kto przedstawi wersję katastrofy smoleńskiej "bardziej dla Polski dotkliwą".
Ruscy, czy ich polscy służący.
A rosnące i graniczące już z samoośmieszającą jej poddanych histerią, zdenerwowanie po obu stronach świadczy moim zdaniem o tym, że jakaś część uczestniczących w śledztwie po polskiej stronie nadal nie ma ochoty grać w ruskim cyrku.
Wersję o wspólnym, uzgodnionym postępowaniu, w którym absurdalny nacisk Rosji pozwoli się Tuskowi uwiarygodnić odrzucam. Byłoby to działanie dla Rosji potencjalnie bardzo kosztowne i całkowicie bezużyteczne. W tej wersji dużo korzystniejsze dla nich byłoby zwalenie winy na pijanych kontrolerów lotu. Zwłaszcza, gdyby to był zamach.
Na pewno gniotą Ryżego, ale wyłącznie po to, aby w końcu zamknął gębę pyskaczom i postawił do pionu podległe mu służby cywilne i wojskowe.
Dlaczego tak im zależy, aby nawet cień podejrzenia nie padł na stronę rosyjską?
Bo Rosja jest krajem słabym i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Bo być może w bezwzględnych, wewnętrznych rozgrywkach, jakie zawsze cechują państwa w takim stadium, nikt nie chce wziąć na siebie jakiejkolwiek winy, żeby nie osłabić swojej pozycji wobec rywali.
A poza wszystkim Rosja jest krajem chorym na manię wielkości, któremu w tej chwili zostało kontemplowanie wielkości swojego cienia na ścianie i dokumentowanie bezwzględnej, "imperialnej" dominacji przy każdej, nawet najmarniejszej czy najgłupszej okazji.
Choćby to miało dotyczyć ludzików z tuskoliny, rządzących obecnie w Warszawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz