Jestem przeciwnikiem Traktatu, jak i wszelkich "prób dalszej integracji UE".
Z bardzo prostego powodu. Integrują się, czyli dogadują między sobą, wydzierając nam coraz więcej wolności, tylko brukselscy urzędnicy i czekający w kolejce do eurourzędów politycy. Pod dyktando mentorów z Pokolenia 68 Wcieleń Lenina.
Jak natomiast wygląda ta integracja i dogadywanie się na szczeblu państw, czyli tam, gdzie na zdrowy rozum powinna się zaczynać, widać choćby na przykładzie relacji Polski z Niemcami (Gazociąg Północny itd.).
W sumie - zero perspektyw. Praktycznie pewne, przyszłe awantury, nadużycia, ruchy odśrodkowe połączone z rosnącą presją Centrum.
No dobrze, a teraz pomyślmy przez chwilę, że nazywam się Jarosław Kaczyński. Jestem politykiem opozycji, właściwie jedynej liczącej się opozycji i powinienem myśleć jak polityk.
Jestem za Europą Ojczyzn, najwyżej federacją autonomicznych państw, ale nie za Superpaństwem Europy.
Tymczasem eurositwa dokonała znakomitej manipulacji. Skoro nie wyszło z Eurokonstytucją i referendami, zmieniono nazwę, trochę zawartość i próbuje się ją przepchnąć przez parlamenty.
Nikt, na masową skalę nie jest w stanie przeczytać i zrozumieć kilkuset stron bełkotu. Za to usłużne media robią ludziom wodę z mózgu, a "fundusze reprezentacyjne" oraz wizja udziału w "superwładzy" przerabiają umysły i sumienia polityków w gówno.
Co mam robić?
To zależy. Przede wszystkim od tego, czy jestem pesymistą czy optymistą.
Jeśli nie wierzę w mój powrót do władzy lub reelekcję brata, właściwie jedyne co mi pozostaje, to dać świadectwo. Przeciwko całej, olbrzymiej maszynerii propagandowej. W Polsce i w Europie. Zanim mnie zamkną.
Jeśli natomiast jestem optymistą, pojawia się więcej opcji. A przede wszystkim, muszę zacząć kalkulować.
Czy doprowadzenie do prawie na pewno przegranego referendum mi się opłaca? Do referendum zapewne odwoła się PO, gdy PIS zablokuje ratyfikację w Sejmie. Trudno przecież oczekiwać, że w ciągu 2-3 miesięcy, bombardowany informacjami, że Kaczyńscy chcą mu zabrać paszporty do Londynu, Wyborczy Debil zmieni zdanie.
A może być i tak, że część moich wyborców, z których przecież spora grupa Traktat popiera, odwróci się ode mnie.
Z kolei przyjęcie Traktatu to także ryzyko. Wyborczemu Debilowi, nawet jeśli zmądrzeje, albo wściekły na tych, którzy obiecywali darmową gorzałę, a zamykają budki z piwem, zostanie w domu, zajmie to lata.
Natomiast zdegustowani fundamentaliści, popierający PIS mogą odejść, a na horyzoncie pojawi się widmo kolejnej partii Marka Jurka albo LPR-Reaktywacja.
Ba, ale skoro tak dalece nie wierzę w wyborców, to skąd ma się brać mój optymizm?
I skąd ta wiara, że natychmiast po współudziale PIS w ratyfikowaniu Traktatu PO nie przystąpi do procedur, akceptujących Kartę Praw Podstawowych w całości?
Wiara...
Wierzę, iż Traktat to rodzaj kontraktu, który będzie można wypowiedzieć lub renegocjować. Naprawdę w to wierzę?
Wierzę, że trzeba czasem poddać się dyktatowi sterowanej przez media opinii publicznej, żeby nie zostać przez nią zmiażdżony. A jeśli z czasem przestanę się odróżniać?
Nie wierzę, że Traktat przetrwa i że była szansa, aby przed tym testem uchronić Polaków.
W skrajnym wypadku jestem gotów oddać wiele za to, aby Polska raczej była zależna od bogatych i pazernych, niż od biednych i zbrodniczych.
A co z moim sumieniem?
Komu tak naprawdę dobrze życzę, nie chcąc aby zostało wystawione na ostateczną próbę?
Polsce czy sobie?
To jest moja wersja optymistyczna.
I niezależnie od tego - nie chciałbym być teraz w skórze Jarosława Kaczyńskiego.
3 komentarze:
Witaj Karlinie,
ja OT, by rozlać całą gorycz, którą teraz czuję. Zajrzyj do mnie proszę w komentarze pod notką o Herbercie i przeczytaj ostatni mój, sprzed chwili komentarz.
...
Pozdrawiam :(
Zgoda...
Z pragmatycznego i politycznego punktu widzenia Jarek nie ma dobrego wyjścia.
Odrzucenie traktatu to byłoby zdezawuowanie polityki brukselskiej brata (i swojej po części) i oddanie prezydentury walkowerem.
No i ta możliwość reanimacji formacji giertychowskiej. Tu obawy o mały rozłam w PIS są realne. Słucham ostatnio RM i widzę kto tam wraca do łask: Jurek, Lepper i antyunijni politycy. Jak o.dyr. da prikaz to będzie mała fronda i tworzenie narodowo-katolickiego obozu.
Z innej strony ciekawe jest to co pisze w salonie Sędzia, że że zaakceptowanie traktatu przez parlament da szansę w odległej przyszłości na podważenie tego aktu. W wypadku referendum (na bank przegranego przez przeciwników) wszystko byłoby pozamiatana, bo wola ludu...
Coś tam bulgota w tym prawicowym kotle i jak pisałem wcześniej, w PIS nie fronda Ujazdowskiego jest groźna. Dzisiaj Rzepa też bierze udział w jakichś gierkach z tym sondażem prezydenckim.
FYM dał się na to nabrać i już snuje na tej kanwie polityczne spekulacje.
Ziobro...
:)
Przede wszystkim - on nie jest politykiem. To urzędnik, szeryf, prawodawca. Dobry, w pewnych dziedzinach charyzmatyczny.
Ale czy ktoś zna może jakieś jego poglądy na sprawy polityczne poza sferą wymiaru sprawiedliwości?
No to o czym ta rozmowa.
Jeśli PIS uda się wrócić do władzy, Ziobro musi dokończyć to, co zaczął. Ale już bez wpadek w rodzaju Kaczmarka. I po absolutnie koniecznej nauce tego, jak prowadzić konferencje prasowe. Może da mu parę lekcji Engelking?
Dopiero wtedy dostanie przepustkę do pierwszej ligi politycznej. A od tego do kandydowania na Prezydenta jeszcze kawałek.
Po prawej stronie wszyscy co jakis czas ulegają medialnej presji "niemedialności" Kaczyńskich i na gwałt zaczynają szukać "medialnej wunderwaffe". Zapominając, że taka broń działa tylko wtedy, gdy ma się do dyspozycji odpowiednie środki, czyli przynajmniej znaczącą część mediów.
A ja się zgadzam z tymi, którzy twierdzą, że siłą PIS jest i musi pozostać program i merytoryka. Oraz że w tej chwili i jeszcze przez lat wiele liderem pozostanie Jarosław.
PIS musi dbać o jego wizerunek. Unikać zużycia (zbyt częste występy w mediach), poprawiać co się da, zamieniać słabości w zalety.
Dyskusja o prezydenturze będzie potem.
Prześlij komentarz