niedziela, 30 marca 2008

Lech Kaczyński stanął w tej chwili nad przepaścią


I z charakterystycznym dla niego, naburmuszonym rozpamiętywaniem, jaką to krzywdę zrobił Świecącemu Michaiłowi (no i jemu samemu) Kurski, medytuje czy dać krok do przodu lewą czy prawa nogą.

Najlepiej by było obunóż, czyli z bratem, ale zagaszenie do szczętu resztki racjonalizmu, jaka tli się jeszcze w tamtej głowie, to kolejny problem spędzający uśmiech z czcigodnego oblicza.

W świecie, w którym pozostało już tylko symboliczne dawanie świadectwa, decyzję jaka roi się w tej chwili w Głowie Państwa, można chyba porównać do próby zamieszczenia komunikatów KSS "KOR" w ówczesnej "Trybunie Ludu".

Tak. Dla wielu członków tej organizacji było to skryte marzenie ich życia, ale wątpię aby należeli do nich na przykład Macierewicz czy Naimski. No i na pewno większe szkody odnieśli by z niej ci pierwsi.

Rozpętywanie kampanii, której celem miała być gwaracja w miejsce zaufania, jaką Mysie Koło Miłośników Tolerancji obdarza Ligę Deratyzacji po to jedynie, aby w ich miejsce utworzyć Klub Współpracy "Karma"...

Można popełnić samobójstwo polityczne w ciekawszy i godniejszy podręczników historii sposób.

Jak się ma jaja.

Skoczą razem?

Brak komentarzy: