wtorek, 16 czerwca 2009

Polskość to kość w gardle nienażartej hieny


Nieznośny ciężar szeleszczącego języka.

Budząca przerażenie nurzających się w kompleksach, wynarodowionych niewolników marzeń o władzy i kasie, kawalkada poświęceń, bitew, pracy dla przyszłych pokoleń.

Oni się nie chcą o tym uczyć. Nie chcą, aby o tym uczono ich dzieci.

Przeszłość to smród gnijącego nawozu, a oni od nawozu przecież do wielkich miast pouciekali.

A przyszłość? Przecież jutro może nadlecieć kometa.

I nie mówmy o wrogach Polski.

Ich trzeba szanować.

Starannie dobraną grubością szubienicznego sznura.

Skupmy się na stojących pod ich oknami, czekających na wyrzucone słowo lub resztki. Cały czas przekonanych, że w blasku fleszy kroczą po czerwonym dywanie lub po odciętych głowach ich śmiertelnych wrogów do wrót ziemskiego raju.

Czy nie rzucą się nam do gardeł, gdy im ten dywan spod stóp wyszarpniemy?

Właśnie dlatego musimy ich najpierw przekonać, że na dywan, ale prawdziwy zasługują.

Jeśli nie oni, to ich dzieci lub wnuki.

Które za zmuszanie do czołgania się w gównie mogą swoich rodziców przekląć, a za walkę z oplątującą umysły fikcją postawić pomniki.

Tylko jak znaleźć tę przestrzeń w zniewolonych umysłach, w której jeszcze hula wolny wiatr?

1 komentarz:

Anna pisze...

Karlin,

znowu Ci się wątek zaczepił o pociąg w drodze na morze?

pozdrowienia:-)