czwartek, 20 sierpnia 2009

Stygnąc


Coraz więcej w nas ludu sowieckiego.

I nie dotyczy to wyłącznie lemingów, którzy zaakceptują wszystkich i wszystko, co tylko znajdą przygotowane dla nich rano w korycie.

Choroba zaczyna obejmować również tych rozumiejących i dotąd pełnych sprzeciwu. Coraz częściej przyjmują oni pozy, charakterystyczne dla części intelektualnych elit rosyjskich czy sowieckich. "Tak, wszystko rozumiemy, ale co możemy na to poradzić?"

To dla Polaków wzornictwo samobójcze. Pamiętajmy, że oni mają jeszcze narkotyk "imperium", a my? Tylko denacjonalizację. Nie żadną, urojoną "europeizację", ale pozbawienie narodowej tożsamości i degradację do ostatniej kategorii społecznej i cywilizacyjnej na kontynencie.

Zaczynamy się zachowywać jak stary, znużony i kompletnie zagubiony naród. A przecież w ciągu ostatnich ponad dwóch wieków ledwie kilkadziesiąt (może niecałe trzydzieści) lat byliśmy naprawdę u siebie.

Naszą cechą naczelną winno być wciąż młodzieńcze, cywilizacyjne kozactwo, "głupota" połączona z wynoszeniem, mimo guzów i połamanych rąk, korzyści z każdej niemal sytuacji. Pazerność społecznego, kulturowego i cywilizacyjnego sukcesu.

I tak się często dzieje. Gdy działamy indywidualnie lub w większych czy mniejszych grupach sami się zorganizujemy, wyznaczymy cele i zaczniemy działać. Naszym przekleństwem jest przeszkadzające w tym wszystkim państwo - największa polska pułapka dla niepokornych.

Konflikt rodzi bowiem albo liberalno-anarchistyczną paranoję, albo zniewalający paraliż. No bo jak można zwalczać własne państwo, złe bo złe, ale nasze? Obie dewiacje znakomicie zresztą wykorzystywane przez kolejne generacje Treserów i ich agenturę.

Naszą jedyną szansą jest próba zniszczenia atrakcyjności mitu "europejskiego", "cywilizowanego", potulnego Polaczka. Mogą zacząć jednostki, małe grupy, może z czasem dołączą inni. Wyrwanie społeczeństwa z marazmu, zagranie na "azjatyckiej" części duszy ludu sowieckiego wstrząśnie i odświeży struktury państwa.

Musimy stać się "złym chłopcem" Europy. Wiem, że to ryzykowne, ale moim zdaniem nie ma innego wyjścia.

Jeśli gnuśniejąca Europa znajdzie w sobie dość siły, aby nas skarcić, to lepiej już żyć w zdolnej do energiczniejszych działań wspólnocie. Jeśli zaś powierzy to "zadanie" np. Rosji, lepiej byśmy ćwicząc awanturnictwo, byli do takiej walki przygotowani.

Zresztą, każdy agresor, widząc awanturnika, jeszcze raz się zastanowi.

Cierpliwość uczy bezruchu.

Kolejna cnota, kryjąca w sobie ziarno śmierci.

Zaprawdę, cnotliwi muszą być nie z tego świata.

Mądrość tylko wtedy pozwoli zadbać o los naszych dzieci, gdy pójdzie na wojnę z umiarem.


Brak komentarzy: