Za bardzo to mi się o tym wszystkim pisać nie chce. Kto chce myśleć, wszystko widzi, kto nie chce i tak zbędnej pisaniny nie przeczyta.
Przyszło mi jednak do głowy, że warto zwrócić uwagę na pewien szczegół.
Wielu porównuje to, co się obecnie dzieje do Afery Rywina. Jedni z nadzieją, inni bez takowej. A mnie się wydaje, że to porównanie błędne. Afera Rywina była wojną wewnątrz gangu, a po jednej ze stron zionęła miłością rozwścieczona część ferajny pod postacią "GW", której ktoś chciał "ukraść" 17 milionów. O jednolitym froncie mediów, szczególnym trybie "dyscyplinowania" polityków i zamiataniu pod dywan - poza może niezbyt szkodliwą wersją medialną - można było w takiej sytuacji zapomnieć.
Teraz tak nie jest, a przynajmniej do tej pory się na to nie zanosi. Wszystko wskazuje na to, że zapoczątkowana przeciekiem stenogramów do "Rzeczposplitej" afera jest próbą kontrolowanego zdetonowania tykającej bomby przez ferajnę Tuska. Stąd dziennikarze rzucają się łapczywie na każdy ochłap wyjaśnień ukochanego Wodza, a w polityce żadnej, poważnej peowskiej "kontrfrakcji" wobec Słońca Peru nie widać.
Mi obecna sytuacja przypomina raczej Aferę Olina. Wiem że inny kaliber zarzutów, że brały w tym udział stara i nowa ubecja, że Oleksy musiał ustąpić. Ale podobieństwa widać w podobnym przebiegu frontu politycznego, wspólnym froncie medialnym i scenariuszu, jaki napisano dla ukręcenia sprawie łba.
Obecnie wagę ówczesnych zarzutów (zdrada stanu) w znacznym stopniu równoważy konieczność walki z całą instytucją - CBA.
Tak wtedy, jak i teraz rządzące wspólnie SLD i PSL oskarżonych rozgrzeszyły, spaliły dowody oraz świadków, a resztki zamiotły do śmietnika.
A dwa lata później SLD przegrało wybory.
Istnieją, jak więc widać, nawet po 1989 r. sytuacje, w których hucpa i ordynarna manipulacja nie przesądzają może o bezwarunkowej klęsce gangsterów, ale stwarzają dla niej warunki.
Warto o tym pamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz