Afera hazardowa, afera stoczniowa...
Jedno jest już pewne. To jest koniec Polski, jaką znamy. Złej, dobrej, III, IV, nie ma już znaczenia. Tej, w której żyjemy od 20 lat.
Nie da się już wszystkiego posprzątać, pozamiatać. Teraz będzie można jedynie wszystko zburzyć i postawić od nowa.
Czy będzie to powrót do częściowej choćby normalności, tak wyczekiwanej przez malejącą cząstkę polskiego społeczeństwa, czy też ustanowienie jawnej dyktatury lub szybka utrata resztek suwerenności, czego podwaliny może dać dzisiaj swoim podpisem prezydent?
Paradoksalnie, Tusk z ferajną zabrnęli tak daleko, że bać się mogą zacząć nawet ich formalni i nieformalni sojusznicy. Chyba że dojdzie do generalnej przebudowy sprawującego w Polsce władzę od 1989 r., z krótkimi przerwami, gangu zewnętrznego (wszyskie partie "okrągłostołowe").
Jednak czy zgodzą się na to zagraniczni sponsorzy PO (Niemcy)? Dla nich przecież Polska zniewolona, to Polska uśmiechnięta (choćby przy użyciu żywicy epoksydowej) no i przede wszystkim spokojna.
A fundowany Europie przez Tuska burdel zaczyna przebijać nawet włoskie standardy. No i dzieje się zaraz za niemiecką granicą.
Jakie rozwiązania zaproponuje druga strona mającego, wedle słów Putina, trząść Europą sojuszu, łatwo zgadnąć. Pytanie tylko, czy Niemcy już się na to zgodzą?
Co na to wszystko my, szaraczki? Ilu z nas na widok tego co się dzieje, pójdzie po rozum do głowy, ilu go tam znajdzie?
A ilu z trzymających władzę i pieniądze uzna, że warto może zarabiać mniej i trudniej, ale za to bezpieczniej? Bo z mniejszym ryzykiem, że partner w biznesie i "kolega" nagle wsadzi ci nóż w plecy.
Weszliśmy do tunelu i nie wiemy co się pojawi na jego końcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz