Urodziłem się i wychowałem w komuniźmie. Ustroju bandyckim, niszczącym materię, ludzi i sumienia. Zabójczym.
Ale jednak w tym PRL, tak gdzieś po 1956 r, a już na pewno od lat 70-tych, krzepiła i dawała jakąś ulgę świadomość, że duża część społeczeństwa, powiem więcej - jego większość komunizmu i wspierającego go kłamstwa nie akceptuje.
Tak było wówczas na przykład w środowisku studenckim. Zdarzali się oczywiście cynicy i karierowicze, ale to nie oni byli gwiazdami towarzystwa i środowiskowymi autorytetami.
Potwierdzeniem tego przeczucia była społeczna eksplozja Solidarności w 1980 r.
Nawet stan wojenny,brutalna przemoc i związany z nią blisko dziesięcioletni pokaz siły nie zdołały doprowadzić to tego, żeby w wolnych wyborach do Senatu w czerwcu 1989 r. PZPR dostała na przykład 15% głosów.
Natomiast bardzo szybko udało się to III RP.
A po jej potężnym zachwianiu w latach 2005-2007 poczułem się tak, jak prawdopodobnie czuli się wszyscy normalni ludzie w drugiej połowie lat 40-tych i pierwszej 50-tych.
Co prawda nie więziono, nie zabijano i fizycznie nie torturowano. Po wyłączeniu radia, TV i przy omijaniu portali informacyjnych w Internecie dyskomfort słabł lub znikał. Ale każda próba zainteresowania się życiem publicznym kończyła się wizytą w szambie lub mordowni.
Zaś wokoło rosła w postępie geometrycznym bezrozumna nienawiść. Odbierająca nadzieję, że ci którzy czują i myślą normalnie, choć przecież nie zawsze się ze sobą zgadzają, jeszcze kiedykolwiek będą w tym społeczeństwie stanowili większość.
Do 10 kwietnia bezpośrednią fizyczną przemoc zastępowała przemoc medialna i nienawiść środowiskowa, ale po tej katastrofie, nawet jeśli był to tylko wypadek, do języka propagandy bez najmniejszych zahamowań włączono pogróżki i nawoływanie do zabijania. Świadomie wykorzystując skojarzenia lub wręcz odwołując się do trupów spod Smoleńska.
Po ostatnich wyborach wszystkie zamki w tym więzieniu wskoczyły na swoje miejsce.
Od teraz wszelkie skurwysyństwo będzie usprawiedliwione i pożądane, bowiem okazało się skuteczne.
Nadejdzie także z pewnością czas represji i przemocy.
Moi drodzy, 4 lipca ponad połowa głosujących wybrała sobie bandytów, aby wykończyli tę drugą połowę. Nie ważne jak, byle widowiskowo.
Jeśli wam się wydaje, że zaciśnięte, ponure twarze, jakie widzicie na ulicy czy w tramwajach to oblicza ludzi zagubionych, oszukanych czy naiwnych, to możecie popełnić jeden z największych błędów w swoim życiu.
Bezkarna nienawiść z szansą na oglądanie egzekucji w telewizji to narkotyczne uczucie.
Jedyne, co chciałbym w takiej sytuacji powiedzieć, to kilka słów do Jarosława Kaczyńskiego, gdyby udało mi się go osobiście spotkać.
Wiem, że Pan tego, co powiem nie posłucha i zostanie na swoim miejscu, do końca.
Ale Polska nie zasługuje na publiczne linczowanie osób uczciwych i patriotów.
Hołota pomieszkująca w tym kraju nie zasługuje na to, żeby rżeć z radości, w takim spektaklu uczestnicząc.
Polska zasłużyła, żeby patrioci i ludzie uczciwi o niej zapomnieli.
Bo tylko wtedy, gdy sobie sama o nich wreszcie przypomni, ich trud i poświęcenie będą miały jakiś sens.
Życzę więc Panu spokoju i odpoczynku. Pańskiego Sulejówka, nawet za granicą, choćby już miał Pan z niego nie powrócić.
Po kilkudziesięciu latach poświęcenia dla Polski Pan na ten odpoczynek po prostu zasłużył.
Polsce potrzeba kilkudziesięciu lat oślepłego błąkania po pustyni, czyśćca wypalającego bezrozumną nienawiść na popiół, jakim da się kiedyś puste łby posypać.
Może.
Bo już nie wiem, czy i w tym wypadku nie jestem zbytnim optymistą, a to co się właśnie rozpędza, nie doprowadzi po prostu do utraty resztek pozorów polskiej suwerenności i niepodległości.
Jednak jeśli mój kraj ma się aż tak poniżyć, to niech po drodze nie niszczy ludzi, którzy sami, albo jako przyklad dla innych, mogą mu kiedyś, w przyszłości pomóc.
Ale jednak w tym PRL, tak gdzieś po 1956 r, a już na pewno od lat 70-tych, krzepiła i dawała jakąś ulgę świadomość, że duża część społeczeństwa, powiem więcej - jego większość komunizmu i wspierającego go kłamstwa nie akceptuje.
Tak było wówczas na przykład w środowisku studenckim. Zdarzali się oczywiście cynicy i karierowicze, ale to nie oni byli gwiazdami towarzystwa i środowiskowymi autorytetami.
Potwierdzeniem tego przeczucia była społeczna eksplozja Solidarności w 1980 r.
Nawet stan wojenny,brutalna przemoc i związany z nią blisko dziesięcioletni pokaz siły nie zdołały doprowadzić to tego, żeby w wolnych wyborach do Senatu w czerwcu 1989 r. PZPR dostała na przykład 15% głosów.
Natomiast bardzo szybko udało się to III RP.
A po jej potężnym zachwianiu w latach 2005-2007 poczułem się tak, jak prawdopodobnie czuli się wszyscy normalni ludzie w drugiej połowie lat 40-tych i pierwszej 50-tych.
Co prawda nie więziono, nie zabijano i fizycznie nie torturowano. Po wyłączeniu radia, TV i przy omijaniu portali informacyjnych w Internecie dyskomfort słabł lub znikał. Ale każda próba zainteresowania się życiem publicznym kończyła się wizytą w szambie lub mordowni.
Zaś wokoło rosła w postępie geometrycznym bezrozumna nienawiść. Odbierająca nadzieję, że ci którzy czują i myślą normalnie, choć przecież nie zawsze się ze sobą zgadzają, jeszcze kiedykolwiek będą w tym społeczeństwie stanowili większość.
Do 10 kwietnia bezpośrednią fizyczną przemoc zastępowała przemoc medialna i nienawiść środowiskowa, ale po tej katastrofie, nawet jeśli był to tylko wypadek, do języka propagandy bez najmniejszych zahamowań włączono pogróżki i nawoływanie do zabijania. Świadomie wykorzystując skojarzenia lub wręcz odwołując się do trupów spod Smoleńska.
Po ostatnich wyborach wszystkie zamki w tym więzieniu wskoczyły na swoje miejsce.
Od teraz wszelkie skurwysyństwo będzie usprawiedliwione i pożądane, bowiem okazało się skuteczne.
Nadejdzie także z pewnością czas represji i przemocy.
Moi drodzy, 4 lipca ponad połowa głosujących wybrała sobie bandytów, aby wykończyli tę drugą połowę. Nie ważne jak, byle widowiskowo.
Jeśli wam się wydaje, że zaciśnięte, ponure twarze, jakie widzicie na ulicy czy w tramwajach to oblicza ludzi zagubionych, oszukanych czy naiwnych, to możecie popełnić jeden z największych błędów w swoim życiu.
Bezkarna nienawiść z szansą na oglądanie egzekucji w telewizji to narkotyczne uczucie.
Jedyne, co chciałbym w takiej sytuacji powiedzieć, to kilka słów do Jarosława Kaczyńskiego, gdyby udało mi się go osobiście spotkać.
Wiem, że Pan tego, co powiem nie posłucha i zostanie na swoim miejscu, do końca.
Ale Polska nie zasługuje na publiczne linczowanie osób uczciwych i patriotów.
Hołota pomieszkująca w tym kraju nie zasługuje na to, żeby rżeć z radości, w takim spektaklu uczestnicząc.
Polska zasłużyła, żeby patrioci i ludzie uczciwi o niej zapomnieli.
Bo tylko wtedy, gdy sobie sama o nich wreszcie przypomni, ich trud i poświęcenie będą miały jakiś sens.
Życzę więc Panu spokoju i odpoczynku. Pańskiego Sulejówka, nawet za granicą, choćby już miał Pan z niego nie powrócić.
Po kilkudziesięciu latach poświęcenia dla Polski Pan na ten odpoczynek po prostu zasłużył.
Polsce potrzeba kilkudziesięciu lat oślepłego błąkania po pustyni, czyśćca wypalającego bezrozumną nienawiść na popiół, jakim da się kiedyś puste łby posypać.
Może.
Bo już nie wiem, czy i w tym wypadku nie jestem zbytnim optymistą, a to co się właśnie rozpędza, nie doprowadzi po prostu do utraty resztek pozorów polskiej suwerenności i niepodległości.
Jednak jeśli mój kraj ma się aż tak poniżyć, to niech po drodze nie niszczy ludzi, którzy sami, albo jako przyklad dla innych, mogą mu kiedyś, w przyszłości pomóc.
1 komentarz:
Karlinie, wczoraj już to przeczytałam, ale normalnie mnie dobiłeś.
Niby logiczne, ale ja chcę wierzyć, że kiedyś jednak damy radę rozpędzić tę bandę.
pozdrowienia
Prześlij komentarz