piątek, 6 sierpnia 2010

Ksiądz Stanisław Małkowski

Na początku lat osiemdziesiątych XX wieku znalazł się na liście niewygodnych księży sporządzonej dla pułkownika Służby Bezpieczeństwa, Adama Pietruszki, których zamierzano zgładzić.

Figurował na niej pod numerem pierwszym, przed księdzem Jerzym Popiełuszką.

Był przy Popiełuszce, razem odprawiali msze za Ojczyznę, ale wtedy się tego nie zauważało.

W 1983 roku został odsunięty od pracy duszpasterskiej i ewangelizacyjnej decyzją kurii archidiecezji warszawskiej i przeniesiony do posługi kapelana na Cmentarzu Komunalnym Północnym na Wólce Węglowej w Warszawie.

Następnie, już po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, ks. Prymas kardynał Józef Glemp zakazał proboszczom z archidiecezji warszawskiej dopuszczania ks. S. Małkowskiego do wygłaszania kazań. Na szczęście, jeszcze wtedy nie wszyscy ten zakaz respektowali.

Po raz pierwszy samego zobaczyłem Go w 1989 r., w programie telewizyjnym "Otwarte Studio". Nawiasem, jeszcze za takimi programami w TVP - kierowanej wówczas przez Urbana! - zatęsknimy.

Wystąpił jako przeciwnik aborcji. Łagodna siła, racjonalne argumenty w oceanie proaborcyjnego bełkotu i histerii. Przyminając sobie teraz jego magnetyczny spokój i charyzmę, nie dziwę się, że wylądował na esbeckiej liście z jedynką. Ci bandyci potrafili doceniać przeciwników.

Potem pojawił się w 2007 r., podczas awantury z Głombem o jego kumpla, agenta Wielgusa. I znów kuria warszawska postanowiła mu zamknąć usta. W końcu, po interwencji starających się doprowadzić Głomba do przytomności, pozwolono mu na odprawianie mszy na Wólce Węglowej i w jednej z praskich diecezji.

Przyjście arcybiskupa Nic nie zmieniło w jego sytuacji nic.

Choć przepraszam, po tym co ksiądz Małkowski ostatnio zrobił, jeszcze nic nie wiadomo. 

Bo to właśnie on w okolicy, w której roi się od kościołów i księży - do najbliższego kościoła od Krzyża na Krakowskim Przedmieściu jest 50 metrów, a w promieniu 500 metrów jest tych kościołów 4 - okazał się jedynym odważnym, który przyjechał aż z Wólki Węglowej, poświęcił Krzyż przed Pałacem Namiestnikowskim i był w nocy z modlącymi się ludźmi.  

Ciekawe, co wtedy myślał, patrząc na kłębiący się wokół modlących, agresywny tłum?

Są ludzie, o których warto pamiętać, choć nie wypełniają 24 godziny na dobę medialnych haubic produktami dziennikarskiej fermentacji swojej osoby.

I właśnie dlatego o ich postępowaniu należy wiedzieć i trzeba się na nim wzorować.

Biografia z Wikipedii.

PS
Żaden dziennikarz, żaden pisarz nie odważył się do tej pory napisać biografii tej chodzącej legendy. To mówi więcej o III RP i kondycji KK, niż wszystkie wyniki wyborów, w których przecież ta "nasza" Polska, mimo przegranej, "jakoś" tam wypada.

4 komentarze:

Urszula pisze...

Gdybyśmy mieli choć kilkudziesięciu takich jak ksiądz Małkowski niestraszne by nam były żadne hordy wschodnie, czy zachodnie.

Wspaniały, niezłomny człowiek!

Impertynator pisze...

Urszulo

Zobacz, o Małkowskim w mediach od wielu lat nie ma dosłownie nic.

Ksiądz Isakowicz-Zaleski, którego cenię, ma swój felieton w GP, pojawia się w mediach rzadko i często w niechętnym kontekście, ale pojawia.

Czyżby dlatego, że z jego radykalizmem w sprawach ukraińskich jest medialnym władcom po drodze, a jego spory z Lechem Kaczyńskim były im na rękę?

W sprawie Krzyża wypowiada się publicznie tak jak Małkowski. Ale dlaczego nie był razem z Małkowskim pod Krzyżem?

A może ja o czymś nie wiem?

zeppo pisze...

Chyba wiesz.

Nie mnie wyjaśniać, ale ofiarę swojego życia ks. Tadeusz przeznacza Matce Boskiej Wołyńskiej.

On już dawno wybrał.

zeppo pisze...

Ale dobrze, że Go przywołałeś.

Bo pod "swoje" krzyże ks. Tadeusz przychodzi codziennie. Własciwie od lat nie odstępuje ich i broni samotnie, nieustraszenie, gotowy na śmierć.

I ta gotowość na śmierć nie jest męczeńską pozą, ale właśnie ofiarą w obliczu prawdziwego zagrożenia.

Wiem, bo przy niektórych krzyżach miałem zaszczyt stać obok Niego.