Jeden wywiesił kartkę - "Jezdem na nartach", a drugi - "Horujem" (polski to taki nienormalny język).
Bo na podwórku pojawił się, napierdolony jak buda ruska, Gospodin z ulubioną sztachetą w dłoni.
A mnie to w sumie cieszy.
Im szybciej zmierzamy w dół, tym prędzej sięgniemy dna. I albo się o nie rozpieprzymy, albo otrzeźwiejemy i zaczniemy marsz do góry.
Najgorsze są bezruch i powolne gnicie. Półśrodki, półsłówka, kukły upozowane w patriotycznych pozach, półtrwanie.
Za jakiś czas sami byśmy taki, kagiebowski raport MAK wysmażyli.
Na szczęście, widać wyraźnie, że nie dadzą nam na to czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz