Odniósł bodaj największy sukces wśród polskich muzyków w XX wieku. I popełnił olbrzymi, niewybaczalny błąd.
Nigdy nie kryjąc swojej niechęci do komunizmu, postanowił - na swoją miarę - wspomóc kraj, w którym się wychował, i którego muzyka przyniosła mu pierwszą, najważniejszą falę światowej sławy.
Polskę.
I polską muzykę. Tę naprawdę najlepszą - Lutosławskiego, który specjalnie dla niego napisał koncert fortepianowy i Grażynę Bacewicz, za co polskie feministki powinny go nosić na rękach.
I polską muzykę. Tę naprawdę najlepszą - Lutosławskiego, który specjalnie dla niego napisał koncert fortepianowy i Grażynę Bacewicz, za co polskie feministki powinny go nosić na rękach.
Nigdy, przez ponad 30 lat za koncert w Polsce nie wziął złotówki. Wszystkie, zarobione w ten sposób pieniądze starał się przeznaczać na stypendia, cele charytatywne, wspomaganie młodych, polskich muzyków.
Niestety, krążące wokół "rynku muzycznego" i nim zarządzające konstelacje w PRL-bis, niezależnie od tego czy zajmują się walącymi w pusty łeb muńkami lub hołdysami, czy muzyką symfoniczną, nieodmiennie najważniejsze partytury pobierały (i pobierają) na Rakowieckiej. Impresariat muzyczny, jako zajmujący się kontaktami z zagranicą był w PRL tak samo zaubeczony jak zagraniczni korespondenci. Po 1989 r. hasło że "Pierwszego Krystiana trzeba okraść" padło tam na niezwykle podatny grunt.
No i się zaczęło. Znosił to w spokoju przez długie lata. Ale oni nie przestawali, i tu już możemy tylko zgadywać, czy było to postępujące w III RP rozbestwienie "elitarnej" hołoty, czy świadome działanie, mające na celu ostateczne pogonienie Muzykanta "na tamten świat". Ja stawiam na to drugie.
W końcu nie wytrzymał. Po kolejnych próbach rozkradania jego pieniędzy przeznaczonych na nagrody w Konkursie Chopinowskim, darowizny dla Schroniska Brata Alberta, że o pomniejszych szykanach (jak ubecki montaż, sugerujący, że zmniejszył nagrodę, dowiedziawszy się, że dostała ją Rosjanka) nie wspomnę - oświadczył, że więcej w Polsce nie wystąpi.
A ja mam do niego cichą prośbę.
Panie Krystanie, niech Pan przemyśli swoją decyzję. Niech Pan nie daje satysfakcji bandzie ścierwojadów, która wedle najlepszych kagiebowskich wzorców, tak długo atakowała Pańską wrażliwość, aż - zgodnie z recepturą - Pan nie wytrzymał.
Oni musieli - zapewne na wyraźne polecenie ich rosyjskich mocodawców - odciąć Pana od tresowanych przez siebie polskojęzycznych. Zarówno słuchaczy, jak i tych wszystkich, którzy Pana muzyki co prawda nie słyszeli i słuchać nie zamierzają, ale z całą pewnością by usłyszeli o Panu, a których - jednych i drugich - z Polską w żadnym wymiarze nic już nie łączy. Albo ta nić jest tak wątła, jak chwilowe zachłyśnięcie się rytualnym bluzgiem wobec Lecha Kaczyńskiego zaraz po 10 kwietnia 2010 r.
No bo jakże to tak? Mieliżby oni zacząć kojarzyć jednego z najlepszych i najlepiej opłacanych pianistów na świecie z demonstrowanym przez niego polskim patriotyzmem i odmową grania w Rosji, dopóki ta ostatecznie nie wyjaśni sprawy Katynia?
Niech Pan im nie pozwoli tak łatwo wygrać.
A Polakom da jeszcze szansę, żeby mogli Pana usłyszeć na żywo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz