środa, 6 kwietnia 2011

Śląska biedronka

Nie pisał bym nic o kolejnej, tym razem "ślunskiej" wrzutce propagandystów Tuska, gdyby nie coraz wyraźniejsze sygnały, że chłopcy znowu przecenili swoje możliwości. A dokładniej mówiąc - skuteczność bezpośredniej, propagandowej konfrontacji z Kaczyńskim.

Pierwszy raz stało się tak po pamiętnych zakupach Jarka, kiedy to zwrócił on uwagę na drastyczny wzrost cen żywności. Groteskowy w swej wymowie, biedronkowy nurt kontrataku tylko wzmocnił zainteresowanie ludzi drożyzną. Natomiast epatowanie zakupami w Biedronce wielu z tych, którzy zamiast poszukiwania bieda-marketów, wolałoby wygodniejsze zakupy w pobliskim sklepie, mocno zniesmaczyło. 

Tutaj jednak udało się w jakimś stopniu Tuskowi z tego wybrnąć, kiedy rozpoczynając medialną "wojnę" z drożyzną, praktycznie stanął po stronie Kaczyńskiego.

Kaczyński nie podrzucił jednak tuskoidom wątku śląskiego. To oni sami postanowili Prezesa załatwić, wygrzebując odpowiednio spreparowany fragment jego Raportu i rozpętując nieprawdopodobną wręcz, medialną awanturę. Jej tematyka i skala świadczy o rosnącym oderwaniu propagandowej sotni od rzeczywistości, co należy odnotować z satysfakcją. Nawet bowiem jeśli jest to bezpośrednie przygotowanie do jego fizycznej likwidacji, wybrano - może poza przekonywaniem o miłującej Polaków Rosji - formułę dla nich najkosztowniejszą.

Po pierwsze - choć nie wiem, jak jest we wszystkich regionach Polski, to jednak w tych, które znam tak zwana "ludowa" sympatia do Ślązaków oscyluje w okolicach miłości do Tuska w kręgu Klubów Gazety Polskiej. Jednym z fundamentów tych animozji jest właśnie, ciągnące się jeszcze od PRL oskarżanie Ślązaków o to, że bliżej im do Niemiec, niż do Polski.

Te krzywdzące dla wielu ludzi na Śląsku mieszkających i sprzeczne z nie tak dawną historią tamtego regionu poglądy, były za czasów komuny świadomie rozsiewane przez najbardziej usłużną wobec Sowietów część komunistycznej władzy. Rosji zależało bowiem na utrzymywaniu statusu niepewności na polskich Ziemiach Odzyskanych. Sporo z tych opinii pokutuje po dziś dzień, a działalność RAŚ po 1989 r. tylko je podsyca.

Frontalny atak tuskowych macherów od losu może początkowo te poglądy wtłoczyć głębiej, ale po takiej próbie ich "wyleczenia" nie ma wątpliwości, że wrócą one ze zdwojoną siłą. Tym bardziej, kiedy ludzie zrozumieją, że teraz rzeczywiście jest na Śląsku ugrupowanie - RAŚ pod wodzą Jerzego Gorzelika - które o oderwaniu Śląska od Polski otwarcie mówi. No, może tak "otwarcie", jak PO o prywatyzacji służby zdrowia. I które obecnie jest w sojuszu z PO.

Po drugie - mamienie ludzi wizją świetlanej Europy tysięcy regionów, bez państw, narodów, flag itd. itp. nie działa na wszystkich. A już zwłaszcza przestaje działać w sytuacji, gdy bieda zaczyna ludziom zaglądać do portfeli. Wówczas to bardzo wielu przeprasza się z zimnym, zdrowym rozsądkiem i - co zadziwiające - używa go nie tylko do oceny sytuacji ekonomicznej. 

W ogóle zachodzi takie podejrzenie, że demokracja to ustrój wyłącznie dla ludzi biednych, ale może to jest za daleko idące uproszczenie. 

Po trzecie wreszcie - oni cały czas popełniają, i chwała Bogu, jeden i ten sam błąd. Zakładając, że Kaczyńskiego nikt nie słucha i nie usłyszy.

No dobra, można powiedzieć, że to tylko taka moja kolejna porcja chciejstwa. Że rzeczywistość to wszechwładza medialnej propagandy i przerobi ona ludków znad Wisły na co zechce.

Może.

Ale co w takich razie zrobić z faktami?

Natychmiast po rozpętaniu przez peowskich propagandystów śląskiej hucpy RAŚ poczuł się zmuszony do usunięcia ze swojej strony internetowej wcześniejszych, butnych i jawnie antypolskich deklaracji. Czy rzeczywiście to oznacza, że wszyscy Ślązacy murem za tą organizacją stoją i stać będą? Bo opinie ludzi spoza Śląska nigdy Gorzelika nie obchodziły.

Towarzysz Napieralski, najpierw z ochotą zgrzmiał przeciwko jątrzeniu i dzieleniu ludzi przez Kaczyńskiego, żeby raptem dwa dni później powiedzieć coś takiego - "próba budowy przez niewielką grupę odrębności wokół Śląska "jest bardzo niebezpieczna".

Podobną taktykę przyjął także sam Tusk, po raz kolejny stając w końcu obok Kaczyńskiego.

Czy ktokolwiek chce zaryzykowac twierdzenie, że zarówno aktualny koalicjant PO na Śląsku, jak i szef SLD - nie mówiąc już o Tusku - robią lub mówią coś bez starannego oglądania słupków i wewnętrznych badań opinii?

Ponieważ jest to pytanie retoryczne, pozostaje tylko zadać kolejne - Czy furiackie atakowanie, a następnie zgadzanie sie z Jarkiem jest jakąś nową taktyką penetrowania różnych, nie komunikujących się ze sobą - wedle zbożnego założenia najeźdźców - regionów mózgu leminga, czy po prostu Tusk z ferajną zaczynają gonić w piętkę i gorączkowo zasypują dziury, w które wcześniej sami wpadli?

W końcu nawet w odzyskanej przez PO i SLD TVP kabareciarze zaczynają się wyśmiewać ze straszenia wyborców PISem.
 

2 komentarze:

szmatola pisze...

"RAŚ poczuł się zmuszony do usunięcia ze swojej strony internetowej wcześniejszych, butnych i jawnie antypolskich deklaracji." - masz moze jakies zrzuty ekranu?

Coz, jak na moje, to RAS wspiera idee powrotu do autonomii, nie separacje Slaska. Ja ze swojej strony goraco polecam lekture Statutu Organicznego Woj. Slaskiego - latwo wtedy samemu ocenic, czy jest o co kruszyc kopie.

Pozdrawiam

Impertynator pisze...

Hmm

Uważasz, że deklaracje Gorzelika, że nie czuje żadnych zobowiązań wobec państwa polskiego to tylko autonomia?