Wkrótce zabraknie pieniędzy.
Unia przestanie „dawać”, czyli w praktyce wymuszać na naszym budżecie centralnym i lokalnych konkretne, stymulujące rozwój gospodarczy, inwestycje w infrastrukturę. Pamiętajmy, że unijne środki to najwyżej 75% całości kosztów. A to co Unia „da”, trzeba będzie przeznaczyć na ratowanie kolejnych Grecji, Portugalii i tak dalej.
W dodatku przyszłe, zagraniczne synekury dla rządzących zostaną uzależnione od drakońskich oszczędności budżetowych.
Posmakujemy więc wszyscy, a na pewno olbrzymia większość z nas, co naprawdę oznacza brak pieniędzy.
Czy to nie powinno tak zwanych „ludzi” wkurzyć?
Nie.
„Ludzie” tak bardzo lubią bajki, że postanowili nigdy nie wyrosnąć. Na obywateli. A nędza to wspaniałe środowisko do stosowania zasady „dziel i rządź”, na walkę w ramach której pójdzie cała „ludzka” energia.
Bez szans?
Na szczęście trafiło nam się Euro 2012 i zaszli już za daleko. Właściwie to umoczyli po same uszy.
A ponieważ w 2012, po Euro – jeśli znowu uda im się ogłupić wyborców, lub policzyć głosy – zniknie jedyny dla nich motyw, żeby robić cokolwiek, czeka nas następujący scenariusz.
Będziemy mieli stadiony bez murawy, z jednym ciągiem schodów na trybuny, z zadaszeniem nad połową publiki, itd., itp. Przeważnie nieczynne, za to kosztowne (utrzymanie) jak jasna cholera.
Nawiasem mówiąc, Bufetowa już powinna rozpocząć negocjacje z szefami wietnamskiej mafii w celu wydzierżawienia im ruin po Stadionie Narodowym. „Dziennikarze” mogą zacząć polerować klawiatury w artykułach o tym, jakie to genialne, ile da nowych miejsc pracy i wpływów do budżetu miasta.
Autostrady w dziesięciu kawałkach. Do składania albo do transportu samochodu na plecach od kawałka do kawałka.
Obok tych autostrad – kompletnie zrujnowane zapisaną w każdej umowie o budowie autostrady zasadą „niczego w ciągu autostrady nie wolno modernizować, ani remontować” drogi krajowe. Mało kto zdaje sobie sprawę, co owo „budowanie autostrad” od lat ponad 20, oprócz marnotrawstwa środków, jeszcze nam przynosi.
Rozgrzebane remonty dworców i linii kolejowych, wydłużające czas przejazdu powyżej norm z czasów konnych dyliżansów.
Węzły komunikacyjne i mosty „znikąd-donikąd”, łączące i rozdzielające ruch na pustym polu, bocznych uliczkach lub zamkniętych na głucho, porzuconych placach budów.
Po tym wszystkim będzie się plątał Czerwony Kapturek z koszykiem pełnym lodów dla przebranego za Babcię Władimira.
Tych straszących ruin „Wielkiego Skoku” będzie tak wiele, i będą tak rzucały się w oczy, że nie da się tego widmowego pejzażu schować, ani pokryć bilbordami z napisem „To wszystko przez Kaczyńskich”.
Wciąż jest więc szansa, iż w ciągu kilku następnych lat Słońce Peru zniknie we własnej, czarnej dziurze. Nawet przy założeniu, że sprzysiężona koalicja strachu po wyborach 2011 r. utrzyma się przy władzy.
Pod jednym, choć pewnie nie jedynym warunkiem.
PIS musi w wyborach osiągnąć wynik, gwarantujący mu weto konstytucyjne.
Unia przestanie „dawać”, czyli w praktyce wymuszać na naszym budżecie centralnym i lokalnych konkretne, stymulujące rozwój gospodarczy, inwestycje w infrastrukturę. Pamiętajmy, że unijne środki to najwyżej 75% całości kosztów. A to co Unia „da”, trzeba będzie przeznaczyć na ratowanie kolejnych Grecji, Portugalii i tak dalej.
W dodatku przyszłe, zagraniczne synekury dla rządzących zostaną uzależnione od drakońskich oszczędności budżetowych.
Posmakujemy więc wszyscy, a na pewno olbrzymia większość z nas, co naprawdę oznacza brak pieniędzy.
Czy to nie powinno tak zwanych „ludzi” wkurzyć?
Nie.
„Ludzie” tak bardzo lubią bajki, że postanowili nigdy nie wyrosnąć. Na obywateli. A nędza to wspaniałe środowisko do stosowania zasady „dziel i rządź”, na walkę w ramach której pójdzie cała „ludzka” energia.
Bez szans?
Na szczęście trafiło nam się Euro 2012 i zaszli już za daleko. Właściwie to umoczyli po same uszy.
A ponieważ w 2012, po Euro – jeśli znowu uda im się ogłupić wyborców, lub policzyć głosy – zniknie jedyny dla nich motyw, żeby robić cokolwiek, czeka nas następujący scenariusz.
Będziemy mieli stadiony bez murawy, z jednym ciągiem schodów na trybuny, z zadaszeniem nad połową publiki, itd., itp. Przeważnie nieczynne, za to kosztowne (utrzymanie) jak jasna cholera.
Nawiasem mówiąc, Bufetowa już powinna rozpocząć negocjacje z szefami wietnamskiej mafii w celu wydzierżawienia im ruin po Stadionie Narodowym. „Dziennikarze” mogą zacząć polerować klawiatury w artykułach o tym, jakie to genialne, ile da nowych miejsc pracy i wpływów do budżetu miasta.
Autostrady w dziesięciu kawałkach. Do składania albo do transportu samochodu na plecach od kawałka do kawałka.
Obok tych autostrad – kompletnie zrujnowane zapisaną w każdej umowie o budowie autostrady zasadą „niczego w ciągu autostrady nie wolno modernizować, ani remontować” drogi krajowe. Mało kto zdaje sobie sprawę, co owo „budowanie autostrad” od lat ponad 20, oprócz marnotrawstwa środków, jeszcze nam przynosi.
Rozgrzebane remonty dworców i linii kolejowych, wydłużające czas przejazdu powyżej norm z czasów konnych dyliżansów.
Węzły komunikacyjne i mosty „znikąd-donikąd”, łączące i rozdzielające ruch na pustym polu, bocznych uliczkach lub zamkniętych na głucho, porzuconych placach budów.
Po tym wszystkim będzie się plątał Czerwony Kapturek z koszykiem pełnym lodów dla przebranego za Babcię Władimira.
Tych straszących ruin „Wielkiego Skoku” będzie tak wiele, i będą tak rzucały się w oczy, że nie da się tego widmowego pejzażu schować, ani pokryć bilbordami z napisem „To wszystko przez Kaczyńskich”.
Wciąż jest więc szansa, iż w ciągu kilku następnych lat Słońce Peru zniknie we własnej, czarnej dziurze. Nawet przy założeniu, że sprzysiężona koalicja strachu po wyborach 2011 r. utrzyma się przy władzy.
Pod jednym, choć pewnie nie jedynym warunkiem.
PIS musi w wyborach osiągnąć wynik, gwarantujący mu weto konstytucyjne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz