niedziela, 12 czerwca 2011

Gwiazdy na scenie i na czapkach

Przez przypadek włączyłem wczoraj późno w nocy telewizor i nagle poczułem się jak dziecko.

Znów na małym ekranie Kydryński opowiadał o Ewie Demarczyk.

Ale potem jakieś kobiety zaczęły śpiewać jej piosenki.

I poczułem się stary jak grzbiety gór, zdeptane przez góralskie kierpce.

Nie znam poglądów politycznych Ewy Demarczyk, ale wiem, że jej możliwości artystyczne zaczynają się tam, gdzie kończy się wyobraźnia prawie wszystkich, którzy obecnie próbują dojechać na jej twórczości do najbliższego pubu z darmową gorzałą.

Wiem również, że co by nie powiedzieć o PRL, to wtedy nikt by się nie odważył na tego typu "spektakl", z upiorną Katarzyną Szczot, przytupującą na grobie Jasnorzewskiej-Pawlikowskiej, na czele. Niechby i dlatego, że Demarczyk miała swoich wielbicieli wśród najwyżej postawionych komuchów.  

No ale tak to już jest, kiedy za przerabianie i tworzenie nowego państwa biorą się ci, którzy w poprzednim wcieleniu tego ustroju zajmowali się pilnowaniem obejścia i sprzątaniem.

Czyli śledzeniem, przesłuchiwaniem, torturowaniem i mordowaniem.

Nawet horror w ich wydaniu mógłby startować wyłącznie w kategorii - dokument.

III RP musi upaść, a jej cielębryci (fanów królowej Brytów - Boudiki, z góry przepraszam) powinni się zająć jedyną pożyteczną rzeczą, do której się nadają - umilaniem  performancją strudzonych kruszeniem kamieni na budowie autostrad, ich aktualnych sponsorów oraz miłośników.

Podczas przerwy na kostkę komiśniaka zmoczonego zupką z brukwi.

Brak komentarzy: