Trwa właśnie kampania, reklamująca wśród wyborców i sponsorów zalety i usługi Platformy Obywatelskiej.
Osią, a zarazem główną sceną tej narracji jest zacne, starogermańskie miasto Waldenburg.
Pod przykrywką kolejnych doniesień o przekrętach wyborczych, łapówkach i aferach PO prezentuje swój Plan dla Polski.
Oparty na prostym, jasnym i uczciwym haśle - "Kto da więcej?"
Mała dygresja.
Kilka lat temu paru moich (byłych) znajomych z Warszawy, parających się własnym biznesem, mówiło mi wprost, że nienawidzą Kaczyńskiego (był wtedy prezydentem stolicy), bo próbuje na siłę wprowadzać coś na kształt wolnego rynku. Do tej pory oni doskonale wiedzieli ile, komu i gdzie należy dać i jak się targować, żeby coś załatwić. Teraz, w nowej sytuacji, nie wiedzą nic, a przecież nie mają 15 lat, żeby wszystko zaczynać od początku. Tym bardziej, że w miarę proste reguły (cennik) miałby zastąpić mechanizm obarczony ogromnym ryzykiem.
A więc - kto da więcej, ten wygrywa, a jak da za mało, zawsze może się udać do nagrzanych sądów.
Przy okazji reklamujemy "wałbrzyski bajzel", dając gościom w rodzaju Rasia kolejny argument za powrotem Heimatu do Vaterlandu, a berlińskiej Anielicy szansę na łaskawe wejrzenie.
Szyderstwo?
Ano zobaczymy. Dotychczasowa historia ujawnianych za czasów rządów PO afer świadczy raczej o tym, że jest to banalnie realistyczny osąd rzeczywistości.
Najważniejsza dla ostatecznego wyniku tej swoistej kampanii wyborczej PO będzie ilość osób, jakie poczują się osobiście okradane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz