piątek, 29 lipca 2011

Zrobieni w balonie

Dochodzi czasem do takiego momentu podczas lotu balonem, wiedzą o tym wszyscy czytelnicy starodawnych książek przygodowych, gdy ów szlachetny statek powietrzny zaczyna nagle tracić wysokość, na przykład po zderzeniu z mewą lub dziką kaczką. Podróżnicy są wciąż nad wzburzonym oceanem, balonem szarpie wichura, walą pioruny, do lądu jest jeszcze daleko, zaczyna się walka o przetrwanie.

Reguły tej batalii są bardzo proste - trzeba balon jak najszybciej i jak najdokładniej odciążyć.

Na pierwszy ogień idzie balast, później wszystkie zapasy i sprzęty lądują w zbliżającej się w niepokojącym tempie, paszczy rozszalałego potwora. Nadchodzi jednak chwila, w której nie ma już czego wyrzucać i podróżnicy zaczynają nerwowym wzrokiem patrzyć jeden na drugiego. Rodzi się chwila człowieczeństwa najwyższego gatunku - czas poświęceń i bohaterstwa.

Logicznie rzecz biorąc, pierwszy powinien polecieć najgrubszy. Czyli albo ten, który najprędzej zapasy wyjadał, albo ów, na którym największe zarzuty ciążą. Tak się zazwyczaj składa, że jest to przeważnie ta sama osoba.

Myli się jednak każdy, kto w takiej sytuacji normalnej logiki wypatruje. Szczególny rodzaj wzmożenia etycznego, jaki ogarnia wówczas załogę, rodzi także szczególną solidarność, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z balonem propagandowym z napisem "PO". Większość bezbłędnie wyczuwa, który z nich jest najsłabszy. Zaczynają się negocjacje, połączone z podsuwaniem zostawionego przezornie na tę okoliczność, o ile nerwy nie zawiodły, pontonu ratunkowego. Jeśli negocjacje i nerwy zawodzą, dochodzi do krótkiej walki o łatwym do przewidzenia w każdym z omawianych przypadków finale.

Najsłabszy opuszcza balon, pikując w stronę spienionych bałwanów. Zazwyczaj w powściągliwej ciszy, jak na dobrze wyszkolonego butlera przystało. W końcu na lądzie została rodzina, interesy, a ponton może nie okaże się dziurawy...

Balon skacze do góry, ale tylko na kilka chwil, po których ciężkie spojrzenia załogi spotykają się ponownie. Już wiedzą. Tym razem "argumenty" i "dyskusja" będą takiego kalibru, że spleceni w nierozerwalnym uścisku, mogą wylecieć z kosza balonu wszyscy. Zaczynają myśleć - jak temu zapobiec?

A mają o czym.

Z pierwszego sondażu wynika bowiem, że jedynie 24% Polaków uważa, iż tzw. raport Millera wyjaśnił przyczyny katastrofy smoleńskiej, a 26% zgadza się z krytyką tego raportu, jaką przedstawił PIS.

Tymczasem podstawą tych porównań jest z jednej strony w intencji jego twórców ostateczny, pełny raport strony rządowej oraz zestaw wstępnych dokumentów pod nazwą "Biała Księga", zaprezentowany przez Zespół Parlamentarny. Pełny raport Komisji Macierewicza dopiero za ponad miesiąc.

Gangsterowi skończyła się benzyna, radiowóz powoli zbliża się do jego pojazdu...

Czekają nas niebezpieczne miesiące.

Brak komentarzy: