Żyjemy w wirtualnym świecie wykreowanym przez media.
Nawet po wyrzuceniu na śmietnik telewizora, omijaniu serwisów informacyjnych w necie i oszczędzaniu na kupnie gazet, musimy się z tą wirtualną rzeczywistością borykać choćby poprzez jej odbicie w ludziach, z którymi się kontaktujemy. Pustelnia lub eremicka wspólnota to jednak wciąż jeszcze rzadkość.
Ten medialny świat rządzi się swoimi prawami, ucząc nas równocześnie tych reguł, wzorców myślenia, metodyki skojarzeń oraz specyficznej, "pięciominutowej" wrażliwości. Tak wygodnej i nieobciążającej. Miłość i nienawiść w pigułce, na dwóch stronach tej samej karty.
Czy jest to tylko technologicznie wspomagane upowszechnienie społecznych reguł znanych od tysiącleci (w końcu miejsce w orszaku króla zawsze o czymś lud informowało), czy doszła do tego nowa jakość, to temat na osobną dyskusję.
Ludzkość tym się jednak próbuje odróżniać od wspólnoty szczurów, że ludzie mają lub miewają świadomość, iż narastanie pewnych procesów musi prowadzić do przesilenia i niekontrolowanej rzezi. Dla każdego, świadomego człowieka walka z tym wirtualnym światem jest więc prawdopodobnie ostatnią linią frontu w wojnie o jego człowieczeństwo.
Patos? Jedynie wówczas, gdy nie jest to bitwa skazana na klęskę.
Tylko w takim świecie kilkuset chuliganów, bijących się z policją i podpalających samochody w Londynie może wstrząsnąć Zjednoczonym Krolestwem. Nie dlatego, że się bije i demoluje, nie dlatego, że do bólu łagodna policja nie potrafi(?) sobie z nimi poradzić, ale ponieważ przynosi do milionów mieszkań z włączonymi telewizorami atmosferę grozy, zniszczenia i strachu.
I pytania w rodzaju - czy aby na pewno władza sobie z nimi nie radzi, czy radzić sobie z nimi nie chce?
Tylko w takim świecie modląca się spokojnie grupka osób, w miejscu gdzie od kilkuset lat, parę razy w roku modlą się i ruszają na pielgrzymkę tysiące, może wzbudzać odrazę, wściekłość i agresję.
Ten świat ma jednak swoje ograniczenia i musi z żelazną konsekwencją przestrzegać reguł, jakie sam narzuca.
No bo zastanówmy się przez chwilę - co wynika z tego, że w mieszkaniu pewnej znanej osoby, która popełniła (lub na której popełniono) samobójstwo, znaleziono telewizor ze stop-klatką, ukazującą sylwetkę innej znanej osoby?
Dokładnie tyle samo, ile by wynikało ze znalezienia jej listu pożegnalnego z fragmentem "łączę się w bulu".
Czyli nic.
I dlatego właśnie usłużne media, pokazując tę stop-klatkę, pracowicie ową znaną osobę z tego ujęcia usuwają, przypominając nam, że to jednak musi mieć swoje znaczenie.
Bajarz, który przez całe życie niczego innego poza legendami nie opowiadał, któregoś dnia po prostu musi udać się do pracy przez okno na latającym dywanie.
Lepiej więc pod tym oknem nie stać ani nie spacerować.
2 komentarze:
I nad tym systemem - który im na tyle pozwala, a nam daje na każdym kroku w dupę, a w dodatku nie działa - warto tak płakać?
Może to po prostu jest tak, że ci w Londynie mają odwagę, a my nie? Bo z dwojga złego to ja jednak wybieram jakiś czas rozboju i anarchii, a nie globalny mrówczy totalitaryzm tej kurewskiej bandy, która tym światem tak podle (a i nieudolnie) manipuluje.
Chyba zapominasz, że nie jesteś tego typu prawicą, co to miała butlera Anglika, a ministrowie biegali do niej na obiadki, kiedy im się udało psim swędem zdobyć zaproszenie. O prywatnej armii Crassusa (czy choćby księcia Argyll) także raczej nie ma mowy.
Więc może warto na to spojrzeć nieco spokojniej, ale trzeźwiej, a potem wyciągnąć jakieś - na odmianę adekwatne - wnioski?
Bo że ci, co by mieli niby tych tam rozbijaczy w Londynie dla Twojej przyjemności wziąć za twarz, wezmą za twarz raczej Ciebie, a Twoje wołania mają w przysłowiowej dupie, to chyba musi być jasne dla każdego w miarę przytomnego człeka.
Pzdrwm
Czy możesz mi, na spokojnie, wytłumaczyć o co ci chodzi?
I gdzie wyczytałeś to wszystko, co z taki korwinzapałem atakujesz?
Jeśli oczywiście na w miarę przytomnego człeka się nadajesz...
Prześlij komentarz