środa, 21 września 2011

Tonący w worku Palikota

Wygląda na to, że grupa trzymająca władzę próbuje użyć Palikota jako ostatniej (klozetowej) deski ratunku.

Także w celu wyrwania z rąk SLD części najbardziej prymitywnego i libertyńskiego (choć wielu z nich pewnie tego słowa nie rozumie) elektoratu, ale przede wszystkim po to, aby "zagospodarować" jak najwięcej zniesmaczonych i zniechęconych dotychczasowymi rządami PO.

W wypadku elektoratu PO można bowiem być zniesmaczonym na przykład tym, że skoro Kaczyński tak bardzo bruździ, to dlaczego jeszcze nie wisi?

Można być także zniechęconym podwyżkami podatków wprowadzanymi przez Tuska i roić o liberalizmie gospodarczym a la zgadzajacy się z Palikotem Janusz Korwin-Mikke. Nawiasem, ciekaw jestem jak się teraz czują ci, ktorzy z dumą wspominają, jak to przez kilkanaście lat głosowali na JKM. Pasuje wam nowy przyjaciel waszego "guru", także Janusz?

W podobnym celu - neutralizacji zdesperowanych - powołano przecież w latach 90-tych "Samoobronę", a Andrzeja Leppera wykreowano na polityka. Dla jego elektoratu diabłem wcielonym był wówczas Balcerowicz.

Dla przechwycenia zbłąkanych lemingów Palikot rozpoczął już podobny montaż, jakim było wydawanie przez niego w trakcie kampanii wyborczej "prawicowego" tygodnika "Ozon" w 2005 r. Z gorliwościa neofity "atakuje" ostatnio PO i Tuska, czego dowodem ma być jego ostatnia książka.

Zdumiewające przy tym, jak dla niektórych, z pozoru rozsądnych ludzi (Bronisław Wildstein) słowo zapisane ma rangę podobną prawdzie, a esbecka kanalia i zawodowy kłamca, który zaczyna ją "głosić", natychmiast zasługuje na respekt i bezpłatną reklamę.

A może Bronisław Wildstein wie coś, o czym nie mamy pojęcia?

W końcu to Andrzej Lepper, sfrustrowany wieloletnią pogardą i poniżaniem przez salony, zafundował im dwa lata horroru pod rządami PIS. Kto wie zresztą, czy właśnie nie za to, czyli za chęć wybicia się na samodzielność, nie przyszło mu zapłacić najwyższą cenę.

Palikot jako sojusznik Kaczyńskiego? Paweł Kowal namawiający Janusza do przejścia na jasną stronę pod przykrywką bycia werbowanym przez Vadera czy Behemota polskiej sceny politycznej?

No nie, na coś takiego brakuje mi fantazji.

Jednak na lawinowy - w razie jakichkolwiek sukcesów - przyrost ambicji politycznych takiej osoby jak Palikot, można stawiać w ciemno.

Wiadomo już, patrz przykład "prawicowego" i "prokościelnego" "Ozonu", że będzie mu absolutnie obojętny zestaw głoszonych idei, jaki uzna za niezbędny dla zdobycia bądź utrzymania swojej, politycznej pozycji.

Czy zestaw "haków" na lubelskiego błazna, z pewnością tak grubych, jak śniąca się po nocach Bronkowi kiełbasa, wystarczy?

Przecież wice i i anegdotki, opowiadane w jego książce to zmyślenia i dyrdymały w porównaniu do tego, co on naprawdę o ludziach PO wie.

Na razie pozycję Tuska zdaje się szanować i doceniać. "Podgryzanie" wodza to czysty, medialny spektakl.

Ale z lansowaniem i montowaniem sobie sojuszników politycznych "z banana" bardzo często bywa jak w bajce o uczniu czarnoksiężnika.

Wiesz skąd wychodzisz i dokąd chcesz dojść, ale nie masz pojęcia, co cię na końcu drogi czeka.

Brak komentarzy: