wtorek, 8 listopada 2011

O legalizmie w czasach przełomu

Kiedy kończy się jakaś era w dziejach ludzkości, niekoniecznie musi to zwiastować nieuchronne nadejście Armageddonu. Ludzi u nas mnogo i zawsze trochę tego tałatajstwa przeżyje. Osobiście jestem zresztą przekonany, że jeśli już Pan uzna, że Czas Nadszedł, dowiemy się o tym jako ostatni.

Nieusuwalną cechą przełomu, z tych przełomów, których nadejście widać, słychać i czuć, jest natomiast całkowita zmiana reguł - zwłaszcza ujętych w normy prawne - działania ludzi i społeczeństw. A przez jakiś czas zupełny owych regul brak. I pewna żelazna zasada:

Ten kto najdłużej stosuje reguły odchodzące w przeszłość, bądź znajdujące się w zawieszeniu, przegrywa z całą pewnością. Ten zaś, kto pierwszy zaproponuje nowe, ma największe szanse na zwycięstwo.

W związku z czym, tak jak interesują mnie losy opozycji wobec III RP, tak w gruncie rzeczy raczej mało mnie obchodzi, jak bardzo "ilościowo" zaszkodzi jej Ziobro ze swoją ferajną i ilu posłów ostatecznie w klubie PIS zostanie. Jak przyjdzie spokojniejszy czas, będzie się można zastanawiać, czy za tą próbą rozwałki jedynej partii opozycyjnej stał Jacek Kurski, czy też doradcy jego brata (nie o dziennikarzy mi chodzi). W tej chwili nie ma to większego znaczenia, bowiem przyszłość opozycji wobec prób ostatecznego zniszczenia Polski nie zależy od liczby "szabel" w parlamencie, tylko od ich jakości. Ostatnie 4 lata chyba tylko ślepych, głuchych i pozbawionych mózgu nie przekonały, że w III RP prawdziwa opozycja parlamentarna nie tylko niczego przegłosować, ale nawet publicznie sobie przedyskutować na tym forum nie może.

W dodatku nadchodzą czasy, w których to nie sejmowe głosowania, panele, kongresy, semionaria i debaty będą rozstrzygały o przyszlości państw i narodów. Nawet jeśli jest prawdą, że stopień indoktrynacji zidioceniem polskojęzycznych obywateli III RP zepchnąl ich do poziomu zachwycających się mirażem piramid (finansowych) niewolników, całkowicie przy tym niezdolnych do jakiegokolwiek samodzielnego zjednoczenia się w obronie grupowych interesów, to jest jeszcze tak zwany "świat cały". Który, rozsypując się w kształcie, jaki znamy do tej pory, wepchnie im do głów problemy, zagrożenia i pokaże wzorce zachowań mogące ich zaintrygować, a nawet zainspirować.

Dla polskiej opozycji nadchodzi w tej sytuacji czas wyboru właściwych idei i wiarygodnych ludzi, którzy te idee zaszczepią w możliwie jak największej liczbie środowisk. stowarzyszeń i wspólnot lokalnych. Czyniąc to poza głównym nurtem politycznym i medialnym.

To muszą być idee z innej półki, niż dysputy o podatkach, a nawet cenzurze Internetu. To mają być idee na czas przełomu, a więc takie do których obywateli trzeba wychować, do których sami będą musieli dorosnąć. One nie muszą się podobać już teraz, mogą nawet niektórych straszyć. Ważne aby przez swoją dobitność i sposób prezentacji zostały zapamiętane. I aby pierwsi dojrzeli do nich przynajmniej niektórzy lokalni i środowiskowi liderzy.

Te idee muszą się odwoływać do pojęć jakby już nieco zapomnianych, a dla niektórych wręcz zawstydzających. Takich jak patriotyzm, wiara, solidarność czy poświęcenie. Nie ma znaczenia, że są to w naszych realiach pojęcia wyśmiewane, istotne dla mniejszości, w oparciu o które być może trudno byłoby wygrać wybory. Zapomnijmy wreszcie, do ciężkiej cholery, o wyborach. Pod tym względem system zostal domknięty. Ważne, że te pojęcia budzą w niektórych ludziach motywację, z którą da się porównać jedynie obronę zdrowia i życia najbliższych oraz instynkt samozachowaczy. Taka determinacja często wystarcza, żeby jeden na tysiąc ów tysiąc przekonał i poprowadził. A owe tysiące przekonanych mogą zmusić do myślenia i wyzwolić reakcję, lub ją powstrzymać, nie tylko u milionów, ale także w instytucjach państwa. Gdy nadejdzie czas.

Ja w tej chwili obserwuję Jarosława Kaczyńskiego i PIS z nadzieją, że na taką refleksję i programową przemianę ich stać. Bo jeśli w dalszym ciągu będą starali się wyłącznie brać udział w kabarecie "demokracji" III RP, to na czele owych tysięcy może zostać postawiony na przykład Ziobrokurski, ktory poprowadzi je pod opustoszały gmach Sejmu, żeby się wykrzyczały, zamiast pod redakcję jego brata, żeby coś rzeczywiście zmienić.


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Tyle ci powiem, że już mnie fest łeb napierdala od walenia nim w pisowską ścianę.

Pozdro!