W świecie totalitarnej propagandy właściwie każde zjawisko, temat czy osoba, którym uda się zdobyć znaczące zainteresowanie społeczne, musi mieć swój desygnat polityczny. Zżymającym się na to natręctwo prowadzący ową propagandę czasami prywatnie odpowiadają lub taką odpowiedź sugerują – „Wolelibyście żebyśmy do was strzelali?” Co przynosi ulgę wyłącznie absolwentom systemu edukacyjnego Handtke-Hall, którzy nie mogą wiedzieć, że totalitaryzm czasami najpierw mówi, a potem i tak strzela.
W tej rzeczywistości, w której wszystko ma się wszystkim właściwie kojarzyć, mamy więc z jednej strony na przykład Agnieszkę Radwańską, która pojawiła się z siostrą na krakowskim Marszu Pamięci 10 IV 2011 r., a z drugiej deklarującego publicznie obojętność z czym tam na koszulce przyjdzie mu grać, Jakuba Błaszczykowskiego.
Czy w wypadku Radwańskiej jest to wystarczający powód, aby robić z niej zwolenniczkę i symbol PIS? Osobiście nie mam złudzeń, a jedynie nadzieję, że nigdy jej nie zobaczę na przykład w programie Wojewódzkiego. Jednak kłania się tutaj propagandowa histeria III RP. To w końcu w Internecie dorobiła się Radwańska ksywki „Pisia”, której to akcji pewnie teraz niektórzy szczerze żałują.
Gdyby bowiem konsekwentnie posłużyć się metodologią i aparatem pojęciowym świata propagandowej ułudy, Radwańska jawi się w nim jako wolny strzelec, czerwona róża wyrosła na gruzach (w których stoją, o ile się nie mylę, centralne korty tenisowe w jej Krakowie). Jako dziewczyna, która w przeciwieństwie do Kerber i Lisickiej, Polek tłukących piłkę dla Niemca (w wypadku pierwszej, która starała się grać dla Polski, z wielką pomocą Polskiego Związku Tenisa), gra dla Polski i mieszka w Polsce. Symbol indywidualnego sukcesu, nie tylko bez zewnętrznego wsparcia, ale niejako wbrew otoczeniu.
Błaszczykowski, Piszczek i Lewandowski to z kolei - również w tej konwencji – przykład, jak polaczkowata niesforność i marnowanie talentu pod twardą, niemiecką ręką zamieniają się w korzyści dla nich samych i ich niemieckich właścicieli. Czyli – bez wsparcia bogatszych, mądrzejszych i lepszych jesteś nikim.
Czy w takiej sytuacji można uznać za przypadek, że polskojęzyczny Eurosport na żadnym ze swoich dwóch kanałów nie nadawał na żywo finału z Radwańską z Dubaju, transmitując w tym czasie mecze Bundesligi? Bezpośrednią transmisję można było obejrzeć jedynie na Eurosporcie anglojęzycznym.
Ponieważ piłka nożna jest niewątpliwie sportem w Polsce bardziej popularnym od tenisa, stawiam następującą tezę. Decydenci propagandy III RP modlą się, aby BPL grali podczas Euro 2012 tak, jak ostatnio w Dortmundzie. Licząc na to, że mimo zamkniętych otwartych stadionów, nieprzejezdnych autostrad, zapaści kolei i innych „sukcesów” ich kukiełki, Mistrzostwa przyniosą mu jednak sukces.
Natomiast co zrobi Agnieszka Radwańska, gdy po ewentualnym finale Wimbledonu Tusk zaprosi ją na śniadanie, dopiero się dowiemy.
Miejmy nadzieję, że szukająca swego ujścia euforia kibiców piłkarskich wcześniej pozbawi Donisława możliwości wystosowania takiego zaproszenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz