środa, 16 maja 2012

Nie dajmy się nie sprowokować

Zbieg okoliczności to w polityce marna zwierzyna łowna. Dlatego właśnie raczej się na niego nie poluje. Wyrok na Sawicką (urojoną medialnie oblubienicę agenta "Tomka" i rzeczywistą propagatorkę marszałkującej obecnie "frontmenki") w połączeniu z iście kamińskopodobnym wejściem CBA do Komendy Głównej Policji muszą w tej sytuacji coś znaczyć.

Podobnie jak nagłe "żądanie" Tuska, aby Niesiołowski przepraszał redaktor Stankiewicz za swoje chamstwo. Nie współczuję Stefanowi Bezumnemu osłupienia, jakie - przynajmniej przez chwilę - owo żądanie musiało w nim wywołać.

Dla jednych może to być "przełom w bulwie", chęć przypodobania się coraz bardziej wkurzonym wyborcom, a nawet zaczątki przytomnienia rządzących, którzy boleśnie uświadamiają sobie, iż nie da się niczym rządzić wyłącznie przy pomocy grabieży. Nie przeczę, że gdzieś w okolicach setnego miejsca po przecinku takie prawdopodobieństwo także istnieje. Biorąc jednak pod uwagę realia, proponuję zajęcie się resztą całości.

A da się ją, z grubsza biorąc, podzielić na dwie części. Obie da się z kolei wytłumaczyć na przykładach z naszej historii, co dopóki jeszcze moi czytelnicy są w stanie skojarzyć ze sobą dwa fakty, odleglejsze w czasie o więcej, niż parę lat, postaram się uczynić.

Na jesieni 1981 r., gdy trudności zaopatrzenione zaczynały świecić już przysłowiowym i absolutnie realnym octem na półkach, zaczęło się szeptane i całkiem otwarto wychwalanie zalet polskiego wojska. Na ulicach pojawiły się wspólne patrole milicji i wojskowej żandarmerii, do zakładów pracy ruszyły wojskowe kontrole. Aby nadzorować, naprawiać, ukrucać itp. itd.

Rozpoczęto realizację planu propagandowego, mającego przygotować lud na stan wojenny. Czym to się skończyło w praktyce, już po rozpoczęciu wojny polsko-jaruzelskiej, wiadomo. Jeszcze tragiczniej i kosztowniej, niż gdyby zostawiono władze nad gospodarką i państwem mającym w tej dziedzinie jakąś wiedzę cywilom. Ale maszyneria propagandowa swoje zrobiła i sięgające aż po dziś dzień ogłupienie znacznej części polskiego społeczeństwa między innymi w kwestii tego, czym naprawdę był stan wojenny, także w niej właśnie ma swoje korzenie. Zneutralizowane także, choćby częściowo, bunt przeciwko grudniowej, wojskowej interwencji.

Czy obecnie też już można mówić o wkroczeniu w "narracyjną" fazę - "Za mordę, ale sprawiedliwie"? Wiele na to wskazuje. Słupki już chyba definitywnie usuwają się spod nóg jednej części bandy, prowokując i ośmielając innych z gangu III RP do rzucenia swoich marzeń i majaczeń na stół, do puli.

Problem jest jeden. O ile teraz wbrew pozorom nieporównanie łatwiej, niż w 1981 r., gdy mediom mało kto wierzył, rozpocząć i przeprowadzić każdą, jaka się tylko zamarzy, nawet najbardziej absurdalną, kampanię propagandową, to poza warstwą werbalną, mówiąc skrótowo - nima armat.

No, chyba że założymy, iż znajdzie się takie wojsko, które wspomnianą operację wesprze czy przeprowadzi, choć nie będzie ono polskie.

Ta konstrukcja, jak widać, sprawia wrażenie raczej preparacji czysto propagandowej, choć im więcej ludzi w nią jako realne zagrożenie uwierzy, tym dla jej autorów lepiej. Może oczywiście istnieć scenariusz oparty na mniejszej skali przemocy, bardziej dopasowany do obecnych czasów. Jaruzelski internując władze "Solidarności", internował także Gierka i Kanię. Czyżby duetem do gry w pingponga w Arłamowie, lub w zwyczajnym więzieniu mieliby teraz zostać na przykład Tusk i Kaczyński?

Bardziej jednak prawdopodobne, że cała ta operacja medialna stanowi rodzaj oferty i wytłumaczenia dla niechętnych obecnej władzy, ale bardziej biernych, oraz osłony dla drugiej części całości, o której już wyżej wspomnialem. Tu kolejne odwołanie historyczne. Czy pamięta ktoś jeszcze o tak zwanej "prowokacji bydgoskiej" z marca 1981 r.?

Kilka słów o technologii prowokacji. Większość tego typu działań, przeprowadzanych na wielką skalę i niemal jawnie, bierze pod uwagę świadomość prowokacji po stronie prowokowanego. To oznacza, że w wielu wypadkach prowokujący z góry zakładają klasyczną reakcję po drugiej stronie, która da się streścić hasłem - "Nie dajmy się sprowokować!". Zwłaszcza, jeśli prowokowany nie jest pewien swojej siły, lub jak to miało miejsce w wypadku władz "Solidarności" w 1981 r., jest kontrolowany przez agenturę tych, którzy prowokują, Ergo, o taką reakcję prowokującym wlaśnie chodzi.

Co im to daje? Bardzo wiele.

Przede wszystkim poczucie bezsiły po stronie prowokowanego i niesamowite wyniszczenie morale. W marcu 1981 r. cały kraj był o włos od strajku generalnego, mobilizacja po stronie społecznej była w tym czasie, biorąc pod uwagę cały okres "solidarnościowy" największa. Nie chcę się wdawać w jałowe, bo pozbawione wiarygodnych argumentów dywagacje pod hasłem "weszli by, nie weszli", choć są świadectwa, że poza demonstracją siły, wielkich chęci ze strony ZSRS do bezpośredniej interwencji nie było. Najważniejsze jest jednak to, że w grudniu, po doświadczeniach bydgoskich, tej mobilizacji i tego morale już zabrakło.

Co to ma wspólnego z dniem dzisiejszym?

Jeśli wziąć pod uwagę eskalację agresji propagandowej, sporo. Tego typu propaganda również może być szalenie wyniszczająca dla atakowanych. Dlatego warto sobie zapamiętać, że im wcale nie chodzi o to, żeby nas sprowokować, żebyśmy wyszli na ulice, dali upust swojej agresji.

Wręcz przeciwnie, oni to robią dlatego, że się tej agresji coraz bardziej boją. Że nie mają takiego poczucia bezpieczeństwa, co zasłonięty tysiącami czołgów, setkami tysięcy wojaków i ubeków, ich ulubiony, sowiecki generał w polskim mundurze, i próbują spuszczać parę z tego kotła przy pomocy medialnych prowokacji, licząc na to, że i tym razem zawołanie - "Nie dajmy się sprowokować!" - zwycięży.

A tłumione gniew, agresja i bunt zaczną nas od wewnątrz niszczyć. Tak jak to się stało w marcu 1981 r., jak to się działo i dzieje w wielu momentach i miejscach, wszędzie tam, gdzie prowokujący mają tak miażdżącą przewagę w aparacie państwowym i mediach. Ale gdzie nie bardzo są w stanie sięgnąć po nagą przemoc wobec znaczącej części społeczeństwa.

Dlatego właśnie powtarzam i będę powtarzać - zróbmy im niespodziankę i "dajmy się sprowokować".

PS

A warto moich apeli słuchać. Przykład - 23 kwietnia napisałem notatkę "Amnestia?", a 12 maja prof. Zybertowicz podczas swojego wystąpienia na Kongresie Polska Wielki Projekt, właśnie o propozycji takiej amnestii zaczął mówić.

Następstwo czasowe - zapewnie przypadkowe, koincydencja - już chyba nie.

6 komentarzy:

Rzepka pisze...

Karlinie,

słusznie piszesz, tym bardziej, że oni mundurowym też przecież nadepnęli na emerytury. Widziałem na filmie Stankiewicz spod sejmu, jak związkowcy przypominali o tym stojącym tam policjantom.Zresztą chyba nawet nie musieli..

A następnym ich krokiem może być odebranie twórcom i dziennikarzom przywileju 50-proc. kosztów uzyskania przychodów i tu też stracą część "armii" obrońców. Można bowiem się wspierać z tych, czy innych względów ale do czasu, bo kasa jest kasa, jakkolwiek by patrzeć, prawda? A oni muszą grabić ponieważ taką mają naturę. A zaczęli od najbiedniejszych, bo to też ich natura.

Ja sobie to wystąpienie prof. Zybertowicza powiesiłem u siebie na blogu, bo zrobiło na mnie duże wrażenie. Także gratulacje...

Pozdrawiam

Impertynator pisze...

Możliwe że masz rację z tymi mundurowymi, ale ja bym ich podzielił na policję i wojsko, no i raczej stawiał na naszą determinację.

Z otępiałym ludem III RP - a z tego ludu się przecież policja wywodzi, w nim na codzień tkwi - jest trochę tak, jak z Niemcami w III Rzeszy. Pod koniec wojny, im więcej Niemcy ponosiły klęsk, tym bardziej wspierali Hitlera i nienawidzili wrogów. Obecnie wciąż jeszcze działa podobny mechanizm, choć coraz bliżej przełomu.

Z wojskiem jest o tyle inaczej, że ta jego część, która potrafi i ćwiczyła strzelanie i prawdziwą walkę, była od ułudy Tuskolandu przez dłuższy czas mocno odseparowana. Dali temu wyraz choćby w gremialnym głosowaniu na Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Przy wojakach mozna więc postawić znak zapytania.

A o dziennikarsko-celebryckich prostytutkach nawet nie warto wspominać. Historia 100 dni Napoleona opisała ten Salon raz na zawsze.

Pozdrawiam

Rzepka pisze...

>Historia 100 dni Napoleona opisała ten Salon raz na zawsze.<

O, to to :)
Z tym, że w razie podobnego rozwoju wypadków, to ja bym się fajerwerków w stylu "Witamy Jego Cesarską Mość ..." raczej nie spodziewał.

Urszula Domyślna pisze...

Karlinie, przepraszam, spróbuję czy na Twoim blogu uda mi się coś napisać, bo na bezdekretu, gdzie teraz odpowiada AŚ, po prostu nie mogę wstawić komentarza.

Pozdrawiam Cię serdecznie, a co do meritum Twojego wpisu: obawiam się (ponuro), że nikt tu nie zamierza - wg moich obserwacji "dać się sprowokować". Słowem: będą tylko cyrki, ale w żadnym wypadku nie protesty. Ma być spokój przed igrzyskami: właśnie to zadekretowano, a opozycja, w osobie Prezesa solennie obiecała kibicować naszym, nieprawdaż, dzielnym chłopcom z boiska.

NIESTETY.

Z Zybertowiczem nie zgadzam się zupełnie. Ale to długa historia i nie wiem, czy jesteś zainteresowany.

Pozdrawiam

Impertynator pisze...

Od czasu do czasu może być i długa historia, jeśli masz ochotę.

A co do Prezesa, to oczywiście my możemy to lub owo deklamować lub sobie życzyć, ale po pierwsze, to on ma dostęp do bardziej szczegółowych badań opinii, a nie my, a po drugie, to on ryzykuje, a my tylko ględzimy. Nawet jeśli jesteśmy "genialnymi analitykami" (wiesz, że nie o mnie tutaj chodzi).

Być może uznał, że hipotetyczne zyski ma arenie międzynarodowej (nagłośnienie tego, że wcale nie tak doskonale dzieje się w państwie tuskowym) mogą nie przewazyć strat w kraju (wściekły lud, bo mu się odbiera igrzyska).

A mój apel "dajmy się sprowokować" nie dotyczy przeciez tylko Euro 2012.

Podrawiam

legionista pisze...

Przeciez jest koko spoko..Zauwarzcie jak zostal wycofany ten ch.. z Grodzka w jednym z Bilgoraja.Nagle jego apostazja juz nie wazna.Wane jest to,ze ruda maupa promuje jakiegos clowna.Nie zdajemy sobie sprawy,jak mozna spoleczenstwem grac.I esbecja w rzadzie tej rudej maupy robi to dobrze.
Przyklad?Rudy powolal sie na Radziecka-Stalinowska.Odzew Krawczyka byl taki ,za co mu placa.Proste jak pierdolenie...