W III RP medialną rangę polityka poznajemy po oryginalności scenariuszy, pisanych dla niego lub przeciw niemu przez taktyków i strategów propagandowych wojen.
W tak opisanym świecie z całą pewnością najważniejszym politykiem jest Jarosław Kaczyński.
Daleko za nim plasuje się Donald "Donaldinho" Tusk, a Bronek od Krzyża, poza incydentami, plącze się w okolicach mostowych graffiti.
Przykładając tę, jakże przydatną w otaczającym nas matrixie miarę do "umiłowanych w TVN" odszczepieńców z PISu, można się przekonać, jak cenni są oni dla kreślących medialne wizerunki. Albo na wymyślenie jakiego wizerunku stać ich samych, co jednak oznacza, że przez najlepszych w tym fachu już zostali olani.
Na początku wszystko szło torem wyznaczonym przez spór wokół taktyki, przyjętej w kampanii prezydenckiej Jarka, która dla sztabu wyborczego miała być symbolem sukcesu, a dla Jarka wręcz przeciwnie. Okazało się to jednak zbyt wątłą kanwą do sprowokowania wśród posłów i działaczy PIS fali masowych deklaracji w rodzaju - "Walcie się z tym Smoleńskiem!" Co więcej, nadgorliwość werbunkowa "Eluni" i "Asiuni" spowodowała w końcu reakcję nawet kogoś tak cierpliwego, jak Jarosław.
W efekcie, po wywaleniu "pań swawolnych" - choć niby wszyscy się tego spodziewali - pojazd narracyjny zaliczył kilka "kapci" naraz i wpadł w ostry piruet.
Kiedy w telewizji pojawiła się łysa Renata Beger, Kluzik-Rostkowska awansowała na Giertycha, zaś Pawka Kowal na aspiranta do pozycji milczącego lokatora ostatniego piętra hotelu "Marriot", można było odnieść wrażenie, że laptopy prowadzących zresetowały się na 2007 r.
Dla mnie to wyraźny sygnał, że rozłamowcy zostali sami nad pustą kartką papieru.
Z większą dawką deperacji. Bo Giertych miał zawód adwokata, Lepper swoje gospodarstwo, zaś lokator "Marriota" - pół Polski.
PS
Czy ja rzeczywiście byłem prorokiem, przewidując, że "przeniesiony" Krzyż nie jest jednak tym Krzyżem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz