poniedziałek, 28 marca 2011

Bezbronność katów czy bezsilność ofiar?

Nie lubię oglądać takich filmów.

Im lepsze, tym bardziej nie lubię.

Mnie nie muszą przekonywać. Takim jak ja powinny dawać nadzieję. A film Krauzego "Czarny czwartek". mimo iż na pewno nie jest beznadziejny, otuchy nie przynosi.

Może więc daje orzeźwiającą porcję prawdy?

I z tym nie jest najlepiej.

Wycięcie roli Jaruzelskiego, uczynienie z partyjnych bonzów (moża poza Kliszką w Gdańsku) postaci groteskowych, ot, urzędników zabezpieczających swoje posady, a z samego Gomułki popadającego w obłęd parcianego wodza, udrapowanego w szekspirowskie kufajki z amatorskiego teatrzyku w Golędzinowie. Wreszcie skądś nam znany motyw - lepiej, że to my strzelamy, niż mieliby to robić Sowieci - no i nieodłączne w takich filmach z ostatnich lat postaci "dobrych" partyjnych, wojskowych czy zomowców, to jak dla mnie za dużo.

Odnotowując więc twórczy wysiłek reżysera Krauzego, dla którego brak w filmie dowódcy strzelających do robotników żołnierzy jest uzasadniony, boć przecież "jego rola w tamtych wydarzeniach nie jest do końca wyjaśniona", uważam że temat i film spieprzył.

To bowiem, co mogło być tworzywem dla frapującej i kinowo nośnej intrygi, rozgrywającej się wewnątrz władzy, a więc co najmniej bardzo prawdopodobna i nieźle historycznie udokumentowana wojna wewnątrz gangu z szerokim użyciem prowokacji - podpalaniem komitetów, wezwaniem robotników do powrotu do pracy z jednoczesnym zamknięciem fabryk i otoczeniem ich przez mające rozkaz strzelania wojsko - musiałoby prowadzić do pokazania roli grającego już wówczas na Gierka i przeciwko Gomułce Jaruzelskiego. 

A na to reżyser Krauze zgody nie miał. Wątpię zresztą, czy o staraniach o taką zgodę kiedykolwiek pomyślał.  

Przy wszystkich zastrzeżeniach "Czarny czwartek" to jednak film o niebo bliższy prawdy, niż skrajnie pod tym względem załgany "Katyń". Sceny z samych wydarzeń i wątek dotyczący ofiar robią wrażenie. Pewnie przydałoby się lepsze aktorstwo i staranniejsza reżyseria, bo kinowa "zwyczajność" często zbyt blisko sąsiaduje z nieporadnością i rozdrażnieniem u widza, ale wolę już to, niż wajdową gładkość "dobrych" enkawudzistów.

Jest jeszcze pytanie, co wyniosą z kina te tłumy młodzieży, które film oglądają? Bo na razie oglądalność - jak na film mało rozrywkowy - ma znakomitą.  

Ja stawiam na obecnie rządzącą Polską ferajnę i jej, w tej chwili już oczywiste, choć wciąż pruderyjnie skrywane, umiłowanie tamtej, gomułkowskiej prostoty sprawowania władzy.

Wielu z tych, którzy "Czarny czwartek" obejrzą, widok blokujących w nieodległej przyszłości Krakowskie Przedmieście zomowców i stojącego naprzeciwko tłumu będzie miał się z czym kojarzyć.

A jawnego poparcia użycia siły w rozwiązywaniu "trudnych problemów społecznych" jednak w filmie zabrakło.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

moje córy (14 i 18 lat) po wyjściu z kina powiedziały z grubsza tyle, że tych komuchów po prostu nienawidzą i pytały, dlaczego ich wszystkich się nie powiesiło.
Więc na młodych to ma chyba dobry wpływ, ten film.

Pozdro

Impertynator pisze...

Ważne, żeby nie potraktowały tego jako zamkniętego rozdziału historii.

Bo to jest wciąż otwarta rana. I wyzwanie.

Kontynuatorzy szczytnych tradycji strzelających w Grudniu 1970 wciąż rechoczą w nos rodzinom ofiar z "Wujka", a Komoruski będzie niebawem odwiedzał z flaszką "Żubrówki" Ślepowrona boleściwego w szpitalu.

I nie wolno im zapomnieć, że następna generacja zomo rectus próbuje się pozbierać do kupy tylko po to, żeby chociaż przypierdolić rozmodlonym staruszkom.

Na więcej może ich już nie stać, więc dobrze byłoby, aby bezkarności katów nie zastąpiła bezsilność ofiar.

PS

Podczas oglądania tego filmu przypomniała mi się historia Krakowskiego Przedmieścia. Moja historia dziejąca się na tej ulicy. Tak od 1968 roku. Może kiedyś o tym napiszę.

nurni pisze...

A mi podobał sie więcej niż bardzo.

Brak spawacza w gremium widoczny od razu.
Ale...

Istotą filmu jest to że nie ma ucieczki, zapłacą i ci którzy nie szukają guza.
I zostaną potraktowani tak jakby tego guza szukali.

To bardzo mocne przesłanie.

Impertynator pisze...

Fakt.

To chyba wina różnicy wieku, że tego akurat przesłania nie odebrałem aż tak mocno.

Dla mnie wyryte ustrojem w każdym, pojedyńczym losie prawo i obowiązek bycia winnym w komunizmie są czymś oczywistym.

Dla młodych muszą pozostać skojarzenia. Choćby wyniesione z kinowej sali.

I coraz łatwiejsze do pozytywnej weryfikacji w otaczającej nas rzeczywistości.

Na przykład gdy zakazy zaczynają obejmować coraz więcej sfer życia, lub gdy wczorajsi pupile stają w ciągu 24 godzin wrogami.