Krótki kurs dżigitalizacji powstawania dróg, mostów oraz stadionów w III RzeszyPO.
- Robimy przetarg, za rozstrzygnięcie bierzemy łapówki.
- Pozwalamy wykonawcy kraść i dzielimy się ukradzionym.
- Jak zbliża się termin realizacji, rozpętujemy aferę, pokazując część tego co wykonawca spieprzył i ukradł, oraz grożąc mu czym się tylko da i wstrzymując wypłatę.
- Wykonawca zrywa umowę i pozywa inwestora (państwo) do sądu o odszkodowanie. My mamy to w dupie, gromko głosząc, że wykonawca jeszcze pożałuje.
- Zachwycone lemingi, o ile zdołają dziurawymi i nieczynnymi drogami dojechać do punktów wyborczych, znowu nas wybierają. A jak dojechać nie zdołają, starannie liczymy głosy.
- Po wyborach, timing rządzi, sąd orzeka odszkodowanie od skarbu państwa dla wykonawcy. Oczywiście także do podziału.
- Cykl rozpoczyna się od początku.
Errata:
W wypadku jakichś, przez przypadek ukończonych budów, liczy się przede wszystkim relacja już ukradzionego do możliwego do wyrwania państwu (czyli podatnikom) odszkodowania.
Jeśli ta relacja wypada na niekorzyść odszkodowania, obowiązuje żelazna zasada "zero usterek w protokole odbioru". Następnie sto procent płaconych z funduszy publicznych napraw usterek, których rzecz jasna musi być jakaś sensowna, rentowna ilość, jak wszystko powyżej - idzie do podziału.
1 komentarz:
Dołujące, bo kurewsko prawdziwe.
Prześlij komentarz