środa, 27 lipca 2011

Mgła o smaku gorzkich migdałów

Norwegię, tak jak Polskę, można zaliczyć do krajów hodowlanych.

Nie są to oczywiście jedyne tego typu farmy na świecie, ale z dość oczywistych, okazjonalnych względów, poprzestańmy na tej dwójce.

Jak już wszyscy wiedzą, przy pomocy kombinowania w genach, technik reprodukcji i tresury hoduje się na tych farmach lemingi.

Leming norweski ma wiele wspólnego ze swoim polskim pobratymcem, ale sporo ich także różni. Skupmy się na tych szlachetnych odmiennościach.

Leming norweski jest syty. Syty dóbr materialnych, wrażeń i niespodzianek. Tylko czasem, jak zostaje sam, bywa glodny. Nawet bardzo.

Leming polski tylko bywa syty.

Norweski leming już się pogodził z tym, że rosnąca dawka tolerancji i represji dla jej przeciwników jest jedynym lekarstwem na jego frustracje, związane z kurczeniem się sfery osobistej wolności poglądów i zachowań. Wrzeszczy tylko we własnym domu, ale zawsze potem ze wstydem spogląda w lustro.

Polskiemu wciąż w zębach zgrzytają resztki krucyfiksu i powstańczo-rozbiorowo-wojennie-komunistycznej martyrologii. We własnym domu klnie na czym świat stoi, a lustro rozbija ciosem pijackiej pięści. Lub flaszką.

Północny leming bardzo sie interesuje światem. A w każdym bądź razie tak intensywnie to praktykuje, że już nie jest w stanie odróżnić własnych zainteresowań od przyzwyczajenia.

Głód w Somalii, powódź w Bangladesz, trzesienie ziemi na Haiti, globalne ocieplenie. 

Słowiańskiego leminga interesuje wyłącznie to, czy go zagraniczna prasa pochwali.

Leming norweski bywa dość solidarny wewnątrz swojego gatunku.

Polski wszystko co najgorsze, co tylko złego lub upokarzającego na temat kraju jego bytowania się pisze lub mówi, uwielbia przypisywać Polakom, czyli innym.

Norweskiego hodowano w trosce o jak najwygodniejszą pasterkę, ze sporą dawką psychotropowej milości.

Polskiego zatruto nienawiścią, szykując do akceptacji domowej wojny. Niekoniecznie tylko propagandowej.

Najbardziej cwani z polskich hodowców podejrzewają, że zagraniczni hodowcy, którym oni podlegają, być może ich właśnie szykują jako kolejną karmę, niekoniecznie tylko wirtualną, dla "krwiożerczej" odmiany priwislanskiego futrzaka. Dlatego tak intesywnie pracują nad likwidacją polskiego państwa, licząc na pogubienie się lemingów w kwestii odpowiedzialności.

Leming z Norwegii nie rozpozna wroga, bo mu zakazano.

Lemingom z Polski wmówiono wroga i każe się im z nim walczyć.

Czy to oznacza, że gdy nadejdzie wróg prawdziwy, taki którego nie da się już nierozpoznać lub zastąpić podróbką, polski leming będzie miał więcej szans, niż jego brat z Norwegii?

Ba, gdybym widział choćby cień szansy, sam bym lemingiem został.

Od miłości, nawet plastikowej, bliżej do determinacji i poświęcenia, niż od chorobliwej i chorobotwórczej nienawiści.

Czy nie macie czasem wrażenia, że gdy spotka was największy z sennych koszmarów, wyłaniający się z ciemnego zaułku lub gdy życie - och, życie - zmusza do próby stawiania piramidy na jej ostrym końcu, zostajecie w tym samym momencie zwolnieni z wszelkiej odpowiedzialności?

Spotyka was bowiem coś absolutnie niezrozumiałego, przekraczającego wyobraźnię, paraliżującego wolę. Możecie się jedynie ukorzyć, zaadaptować lub - jeśli jesteście wierzący - modlić.

To jest bardzo kusząca pokusa.

A tymczasem piramidę da się postawić na jej ostrym końcu.

Wbijając w podłoże.

Brak komentarzy: