Spróbujcie sobie wyobrazić kolejkę Żydów, stojących przed niemieckim Arbeitsamtem, zachwalającym intratny wyjazd do obozu pracy w Auschwitz, AD 1942. Z dzisiejszą wiedzą na temat tej reklamy.
Nie działa?
No to spróbujcie sobie wyimaginować kolejkę Polaków, walczących między sobą ("Pan tu, kurwa, nie stał!" i "Byłem pierwszy!") przed podobnym biurem, reklamującym pożytki z pracy przymusowej w Rzeszy, AD 1942, lub przed innym urzędem, gdzie można - jak opowiadają - dostać dobre, wieloletnie kontrakty na pracę na Syberii i Kołymie, AD 1865. Również z dzisiejszą wiedzą na ten temat.
Już lepiej?
Gdzieś w drugiej połowie lat 80-tych, konsumując ze znajomymi duże ilości alkoholu, żartowaliśmy, że jeśli nie byłoby innego wyboru, pewnie lepszy byłby jakiś tam "zabór" niemiecki, niż rosyjski. Przynajmniej większy porządek, bezpieczeństwo i dobrobyt. Nawet dla współczesnej odmiany podludzi. Dla mnie był to tylko ponury, pijacki żart desperatów. Już początek lat 90-tych pokazał, że dla niektórych z moich znajomych - niekoniecznie. I nie tylko dla nich.
Nieważne, co z tej chwili wygadują i kombinują Tusk, Komorowski i Sikorski. I nieistotne, jak się to wszystko ma w planach ich nadzorców skończyć. Które województwa wylądują w ordynku niemieckim, a które trafią w ręce "słowiańskich" Azjatów. Ważne, że większość oceanu głupoty, chlupoczącego od Bugu do Odry i od Bałtyku po Karpaty generalnie jest za tym, co oni kombinują. Co więcej, zaplątana w obłąkańczy legalizm opozycja tylko wspomnianych zarządców III RP w tym, chcąc nie chcąc wspiera.
Jej protesty i propozycje kolejnych "debat sejmowych" wyglądają trochę tak, jakby ktoś chciał napisać list protestacyjny do carskiego tronu przed branką z 1863 r. Wtedy i teraz żadnej reakcji i pożytku. Tylko że dzisiaj obojętność i arogancja władzy to jest właśnie to, czego polskojęzyczna część społeczeństwa po niej się spodziewa i czego wręcz oczekuje. To klasyczne zagranie na rzecz rządzących. Operowanie językiem znaczeń, który władcy III RP ułożyli i w którym w żaden sposób nie można im zaszkodzić. Przystając na taką fikcję demokracji, opozycja sama skazuje się na porażkę.
A tak dobrze się już zaczynało układać - zastąpienie właściwą osobą Ziobrokurskiego, twardy postulat przywrócenia kary śmierci jako pierwszy krok na drodze do wprowadzenia własnego języka prostych, czytelnych pojęć i idei w komunikowaniu się ze społeczeństwem...Czyżby opozycja, mająca swoje korzenie w latach 70-tych, nie potrafiła się otrząsnąć z horroru geopolityki i wynikającego chyba stąd właśnie przekonania, że największym sukcesem Polski po 1989 r. była taka czy inna forma demokracji, którą należy w na poły religijnym skupieniu kultywować, bo może to jej trupa ożywi?
Jeśli ktoś nie wierzy w to, że 30% zdeterminowanych, przekonanych do słuszności własnego postępowania jest w stanie te 70% sprzed Arbeitsamtów - w których oprócz umowy, obiecującej jedynie szansę na pracę, podpisuje się także traktat rozbiorowy, dzięki któremu ta praca ma sama przyjść do Polski - po prostu przegonić, chyba nie powinien się w Polsce AD 2011 r. brać za politykę. Oczywiście, jeśli pragnie zostać w autentycznej opozycji do III RP.
W przeciwnym razie doczeka się tego, co były agent CBA Tomasz Kaczmarek. W procesie, jaki wytoczył Henryce Krzywonos, tę "legendę" Solidarności reprezentują (autentyk!) - pełnomocnicy Netzel i Kaczmarek.
Tym bardziej, że alternatywa, jaką być może już wkrótce będzie się kruszyć resztki wolnej woli lemingów, może brzmieć następująco - "Co wolisz, zmywak w Berlinie czy na Kołymie"? A to oznacza, że bitwa jaką trzeba będzie stoczyć pod biurami rekrutacyjnymi dla Targowicy może być zażarta.
Nie działa?
No to spróbujcie sobie wyimaginować kolejkę Polaków, walczących między sobą ("Pan tu, kurwa, nie stał!" i "Byłem pierwszy!") przed podobnym biurem, reklamującym pożytki z pracy przymusowej w Rzeszy, AD 1942, lub przed innym urzędem, gdzie można - jak opowiadają - dostać dobre, wieloletnie kontrakty na pracę na Syberii i Kołymie, AD 1865. Również z dzisiejszą wiedzą na ten temat.
Już lepiej?
Gdzieś w drugiej połowie lat 80-tych, konsumując ze znajomymi duże ilości alkoholu, żartowaliśmy, że jeśli nie byłoby innego wyboru, pewnie lepszy byłby jakiś tam "zabór" niemiecki, niż rosyjski. Przynajmniej większy porządek, bezpieczeństwo i dobrobyt. Nawet dla współczesnej odmiany podludzi. Dla mnie był to tylko ponury, pijacki żart desperatów. Już początek lat 90-tych pokazał, że dla niektórych z moich znajomych - niekoniecznie. I nie tylko dla nich.
Nieważne, co z tej chwili wygadują i kombinują Tusk, Komorowski i Sikorski. I nieistotne, jak się to wszystko ma w planach ich nadzorców skończyć. Które województwa wylądują w ordynku niemieckim, a które trafią w ręce "słowiańskich" Azjatów. Ważne, że większość oceanu głupoty, chlupoczącego od Bugu do Odry i od Bałtyku po Karpaty generalnie jest za tym, co oni kombinują. Co więcej, zaplątana w obłąkańczy legalizm opozycja tylko wspomnianych zarządców III RP w tym, chcąc nie chcąc wspiera.
Jej protesty i propozycje kolejnych "debat sejmowych" wyglądają trochę tak, jakby ktoś chciał napisać list protestacyjny do carskiego tronu przed branką z 1863 r. Wtedy i teraz żadnej reakcji i pożytku. Tylko że dzisiaj obojętność i arogancja władzy to jest właśnie to, czego polskojęzyczna część społeczeństwa po niej się spodziewa i czego wręcz oczekuje. To klasyczne zagranie na rzecz rządzących. Operowanie językiem znaczeń, który władcy III RP ułożyli i w którym w żaden sposób nie można im zaszkodzić. Przystając na taką fikcję demokracji, opozycja sama skazuje się na porażkę.
A tak dobrze się już zaczynało układać - zastąpienie właściwą osobą Ziobrokurskiego, twardy postulat przywrócenia kary śmierci jako pierwszy krok na drodze do wprowadzenia własnego języka prostych, czytelnych pojęć i idei w komunikowaniu się ze społeczeństwem...Czyżby opozycja, mająca swoje korzenie w latach 70-tych, nie potrafiła się otrząsnąć z horroru geopolityki i wynikającego chyba stąd właśnie przekonania, że największym sukcesem Polski po 1989 r. była taka czy inna forma demokracji, którą należy w na poły religijnym skupieniu kultywować, bo może to jej trupa ożywi?
Jeśli ktoś nie wierzy w to, że 30% zdeterminowanych, przekonanych do słuszności własnego postępowania jest w stanie te 70% sprzed Arbeitsamtów - w których oprócz umowy, obiecującej jedynie szansę na pracę, podpisuje się także traktat rozbiorowy, dzięki któremu ta praca ma sama przyjść do Polski - po prostu przegonić, chyba nie powinien się w Polsce AD 2011 r. brać za politykę. Oczywiście, jeśli pragnie zostać w autentycznej opozycji do III RP.
W przeciwnym razie doczeka się tego, co były agent CBA Tomasz Kaczmarek. W procesie, jaki wytoczył Henryce Krzywonos, tę "legendę" Solidarności reprezentują (autentyk!) - pełnomocnicy Netzel i Kaczmarek.
Tym bardziej, że alternatywa, jaką być może już wkrótce będzie się kruszyć resztki wolnej woli lemingów, może brzmieć następująco - "Co wolisz, zmywak w Berlinie czy na Kołymie"? A to oznacza, że bitwa jaką trzeba będzie stoczyć pod biurami rekrutacyjnymi dla Targowicy może być zażarta.
1 komentarz:
ja tylko melduję, że cały czas czytam, a nie komentuję, bo co będę pisał, że się zgadzam?
Pozdrówki!
Prześlij komentarz