poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Amnestia?

Tak jest zawsze, gdy "stoi się na krawędzi", "balansuje na linie" lub "stąpa po grząskim gruncie". Przychodzi moment, gdy trzeba zrobić ten najtrudniejszy krok naprzód.

A w takiej, terminalnej sytuacji każdy krok, rzeczywiście posuwający naprzód, a nie na przykład depczący w nieskończoność Limes Dorna, czyli nieistniejącą "jedność prawicy", jest tym krokiem najtrudniejszym.

Prowokują niektórzy hasłami o nowym "Okrągłym Stole". Hasłami, które budzą po naszej stronie wściekłość i zrozumiały protest. Ale pamiętajmy, że "Okrągły Stół" to nie były żadne negocjacje, chyba że za takie uznamy podyktowanie planu działania prowadzonym przez prowadzących. To nie był również żaden kompromis. Jeśli już, to kompromis dupy z wizją bata, w oczach owej dupy na zawsze i wbrew rzeczywistości utrwalonej.

Oczywiście, że obecnie i w dającej sie przewidzieć przyszłości o żadnych, prowadzonych na równych warunkach negocjacjach z przestępcami nie może być mowy.

Mogą być natomiast prowadzone rokowania na temat warunków kapitulacji.

Nie wszystkie wojny wygrywa się frontalnym atakiem, jeśli te same, podstawowe cele można osiągnąć minimalizując koszty i straty własne. Czasami trzeba rozważyć, czy cena ukarania wszystkich winnych w postaci żmudnego i długotrwałego oblężenia lub szturmu nie jest zbyt wysoka.

No dobrze, ktoś zapyta. Ale jak to osiągnąć? Jak zacząć negocjować poddanie się kogoś, kto na takie rozmowy nie ma ochoty i wydaje się, że ma wszelkie atuty, aby się przed taką perspektywą długo bronić?

Trzeba na pewnien czas zapomnieć o dowódcach, o najbardziej winnych i zająć się kimś najważniejszym. Ich słuchaczami, wyznawcami, owym kłębiącym się za murami i na podzamczu ludem peowskim. To z nimi trzeba jak najszybciej rozpocząć negocjacje. To im należy przedstawić ofertę kompromisu. Jeśli dostatecznie wielu go zaakceptuje, dowódcy sami przybiegną z białą flagą.

Z całą pewnością nie wszyscy, którzy korzystają na procesach gnilnych Polski, biorą udział w przekrętach, dają lub przyjmują łapówki, robią to z zamiłowania. Tak więc obawiających się konsekwencji swojego postępowania w obliczu bezwzględnej legendy "Prawa i Sprawiedliwości" może być więcej niż tych, którzy innego sposobu działania sobie nie wyobrażają i o zmianie swoich nawyków nie chcą nawet myśleć.

I właśnie do tej nadwyżki warto chyba spróbować dotrzeć.

Chciałbym wrócić na chwilę do nieudanych negocjacji PIS-PO z 2005 r. W jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński wspomniał wówczas o - nieakceptowalnej i szokującej jego zdaniem - propozycji Tuska, dotyczącej pełnej abolicji (zaniechania ścigania i karania dokonanych już przestępstw) w sprawach gospodarczych. A ja powiem szczerze, że nie miałbym nic przeciwko temu, aby to Donald Tusk był autorem pomysłu, który odeśle go wraz z kompanionami w polityczny niebyt. I dlatego to właśnie Jarosław Kaczyński powinien wystąpić z propozycją, wyraźnie do tamtych żądań Tuska nawiązującą, choć w dalszym ciągu nieakceptującą ich w tamtej wersji.

Oczywiście nie ma bowiem mowy o żadnej pełnej, obejmującej wszystkich i bezwarunkowej abolicji. Ale na przykład o skierowanej do wspomnianej nadwyżki uwikłanych w realia III RP, która nie miała by nic przeciwko powrotowi do uczciwszych zasad obrotu gospodarczego i funkcjonowania administracji. Jakiś rodzaj częściowej, warunkowej amnestii mógłby objąć przede wszystkim dwie sfery - podatki i łapówkarstwo. Z wyraźnie opisanymi warunkami i zaznaczoną datą, po której nastąpiłby bezterminowy okres tej, tak głęboko wprasowanej w mózgu lemingów, pisowskiej bezwzględności.

Żeby było jasne, tu nie chodzi o folgowanie zawodowym złodziejom, ale o rozbicie jednego z lepiej funkcjonujących "straszaków " przeciwko PISowi. "Nawet jak ty nie kombinujesz, czy kradniesz, to pewnie kradnie lub kombinuje twój pracodawca, więc już PIS się postara, żebyś stracił pracę".

Przypomnijmy sobie niedawne "dowcipy" Olejnik i Giertycha o tym gdzie (do więzienia) trafiliby po objęciu wladzy przez Kaczyńskiego, które "przypadkowo" zarejestrowały mikrofony po zakończeniu programu. Przecież oni doskonale wiedzą, że ich słuchaczy guzik obchodzi los celebrytów.

Zdaję sobie sprawę, że to co proponuję jest bardzo ryzykowne, wymaga bardzo precyzyjnego opisania oferty, zaplanowania wszystkiego, co w sferze propagandy nastąpiło by potem, no i może budzić fundamentalny sprzeciw. Ale moim zdaniem, właśnie o tym, w przeciwieństwie do cotygodniowego międlenia Jana Pospieszalskiego warto i trzeba teraz, jak najszybciej zacząć rozmawiać. "Scalanie" czy całkowanie prawicy da w najlepszym razie parę punktów procentowych poparcia, a tutaj leży na stole może nawet kilkanaście procent.

No i jeśli się uda, możliwość obejrzenia parady "skruszonych" dowódców.

2 komentarze:

n0str0m0 pisze...

recydywa i tak ma pelne zaufanie do PO. PiS by nie uwierzyli...

Impertynator pisze...

Może, ale nie o recydywę mi przede wszystkim chodzi, ale o skorumpowywalnych.

Wierz mi, w Polsce taka kategoria istnieje i jest całkiem liczna. Dla nich wyjście z sytuacji kiedy muszą, bo wszyscy wokół robią to samo, jest jakąś nadzieją.