Mamy już za sobą przeraźliwie nudny i solidnie załgany "Katyń", który gdyby nie ostatnie kilkanaście minut, po prostu nie nadawałby się do oglądania.
Przed nami kuriozum ostatnich 100 lat kinematografii - "Ziemia Obiecana Bolka", czyli panegiryk Wajdy o Wałęsie. Choć szczerze mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, jak hagiografię Bolka napisze człowiek z całą pewnością głęboko nim pogardzający, czyli Janusz "Szczuropolak" Głowacki. No cóż, kolejna frapująca zagadka przed nami.
A wokoło tyle tematów, tak ważnych, fascynujących i wielkich, że prawdziwi artyści chyba wciąż się o nie przewracają, "artyści" przemykają w ich cieniu, a jedni i drudzy zgodnie nie chcą być tak mało oryginalni i wziąć się za coś, za co wziąć się powinni.
Tymczasem okazało się właśnie, że Antoni Krauze pragnie nakręcić film o Smoleńsku i co więcej, nie ma wątpliwości, że to był zamach.
Czy mamy się radować, że są jeszcze w Polsce tacy, którzy nie boją się trudnych tematów i mimo problemów, Krauze mówi wprost, że dla sfinansowania filmu planuje publiczną zbiórkę, pragną opisać prawdę? W końcu Krauze jest autorem "Czarnego Czwartku", czyli jednego z uczciwszych filmów o polskiej historii ostatnich kilkudziesięciu lat.
Tyle tylko, że głównym walorem tego filmu jest wstrząsający i przygnębiający obraz tragedii i upodlenia zwykłych, szarych ludzi. Przypadkowe ofiary.
Krauze w swoim filmie nie tylko prawie w ogóle nie porusza sfery politycznej tamtych wydarzeń, poza drewniano-podręcznikowymi obrazkami z Politbiura, co można zrozumieć, ale i "zapomina" o jednym z głównych bohaterów Grudnia 70, czyli o Wojciechu Jaruzelskim. Co w połączeniu z ornamentującymi film wstawkami o "dobrych wojakach z LWP" i "złych esbekach" wygląda, przyznajmy, już nieco dziwnie.
Nie chciałbym się czepiać, ale może jednak, zanim zaczną nas wzywać do udziału w zbiórce pieniędzy na film, który "prawdę powie" ktoś, najlepiej autor scenariusza, powie nam coś więcej o tego filmu treści i przesłaniu.
Bo jeśli ma to być na przykład portret człowieka zaszczutego, połączony z obrazem idących na zatracenie, otaczających go ludzi, którym potężne żarna geopolityki - niech będzie że upozowane na czarnego, dwugłowego orła - gotują nieuchronny los, a wszystko w ulubionym przez Krazuego sosie szarzyzny, to ja na taki projekt pieniędzy nie dam.
Z paru powodów.
Po pierwsze tragedia smoleńska jest, w przeciwieństwie na przykład do dramatu sprzed 40 lat, wydarzeniem wciąż świeżym, żyjącym w ludzkich umysłach, emocjach i wyborach. Jest tragedią w której skupiło się skondensowane dobro i zło ostatnich kilkudziesięciu lat polskiej historii. I dlatego nikt, kto będzie chciał nakręcić na ten temat film, nie ucieknie od pytania, słusznego pytania - po co go nakręcił?
Albo ktoś, także reżyser, to dobro w działalności Lecha Kaczyńskiewgo i jego współpracowników widzi, albo nie. Albo potrafi dostrzec i spersonifikować zło, które do tragedii doprowadziło i usiłuje ze wspomnianym dobrem nadal walczyć, albo zadowala się fatalizmem lub długim cieniem niezwyciężonego Szatana w ruskiej uszatce. Przypominam, że w "Czarnym Czwartku" złem wcielonym jest System, ale od tamtych wydarzeń dzielą nas dziesięciolecia i takie uogólnienie byłoby teraz po prostu czymś niezrozumiałym.
Po drugie, Smoleńsk jest wydarzeniem o takiej randze, wymiarze i możliwych konsekwencjach, że przyczynkarskich, "autorskich" filmów lepiej jeszcze o nim nie kręcić. Także dla dobra autora.
Po trzecie wreszcie, największe wątpliwości wzbudziła we mnie wypowiedź Antoniego Krauze, który stwierdził, że to był zamach, ale nie powiedział kto był zamachowcem. A tymczasem nawet wśród całkowicie przekonanych zwolenników teorii zamachu pewności, ani zgody co do głównych autorów zamachu, z tego co mi wiadomo, nie ma.
Czy to nie jest przypadkiem sugestia, że Krauze ani nie będzie się interesował powodami, ani autorami zamachu, a jedynie znów pragnie nakręcić film martyrologiczny, wyłącznie o ofiarach?
A różnica między tragiczną śmiercią Lecha Kaczyńskiego, a próbą uśmiercenia w osobie Prezydenta idei wolnej, demokratycznej Polski jest mniej więcej taka, jak między katastrofą lotniczą, a zamachem.
Czy reżyser i autor scenariusza na pewno zdaje sobie z tego sprawę?
Nic w tym dziwnego, że film domaga się Smoleńska, ale o tym, że Smoleńsk już teraz, tutaj domaga się filmu, musi mnie ktoś przekonać.
Przed nami kuriozum ostatnich 100 lat kinematografii - "Ziemia Obiecana Bolka", czyli panegiryk Wajdy o Wałęsie. Choć szczerze mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, jak hagiografię Bolka napisze człowiek z całą pewnością głęboko nim pogardzający, czyli Janusz "Szczuropolak" Głowacki. No cóż, kolejna frapująca zagadka przed nami.
A wokoło tyle tematów, tak ważnych, fascynujących i wielkich, że prawdziwi artyści chyba wciąż się o nie przewracają, "artyści" przemykają w ich cieniu, a jedni i drudzy zgodnie nie chcą być tak mało oryginalni i wziąć się za coś, za co wziąć się powinni.
Tymczasem okazało się właśnie, że Antoni Krauze pragnie nakręcić film o Smoleńsku i co więcej, nie ma wątpliwości, że to był zamach.
Czy mamy się radować, że są jeszcze w Polsce tacy, którzy nie boją się trudnych tematów i mimo problemów, Krauze mówi wprost, że dla sfinansowania filmu planuje publiczną zbiórkę, pragną opisać prawdę? W końcu Krauze jest autorem "Czarnego Czwartku", czyli jednego z uczciwszych filmów o polskiej historii ostatnich kilkudziesięciu lat.
Tyle tylko, że głównym walorem tego filmu jest wstrząsający i przygnębiający obraz tragedii i upodlenia zwykłych, szarych ludzi. Przypadkowe ofiary.
Krauze w swoim filmie nie tylko prawie w ogóle nie porusza sfery politycznej tamtych wydarzeń, poza drewniano-podręcznikowymi obrazkami z Politbiura, co można zrozumieć, ale i "zapomina" o jednym z głównych bohaterów Grudnia 70, czyli o Wojciechu Jaruzelskim. Co w połączeniu z ornamentującymi film wstawkami o "dobrych wojakach z LWP" i "złych esbekach" wygląda, przyznajmy, już nieco dziwnie.
Nie chciałbym się czepiać, ale może jednak, zanim zaczną nas wzywać do udziału w zbiórce pieniędzy na film, który "prawdę powie" ktoś, najlepiej autor scenariusza, powie nam coś więcej o tego filmu treści i przesłaniu.
Bo jeśli ma to być na przykład portret człowieka zaszczutego, połączony z obrazem idących na zatracenie, otaczających go ludzi, którym potężne żarna geopolityki - niech będzie że upozowane na czarnego, dwugłowego orła - gotują nieuchronny los, a wszystko w ulubionym przez Krazuego sosie szarzyzny, to ja na taki projekt pieniędzy nie dam.
Z paru powodów.
Po pierwsze tragedia smoleńska jest, w przeciwieństwie na przykład do dramatu sprzed 40 lat, wydarzeniem wciąż świeżym, żyjącym w ludzkich umysłach, emocjach i wyborach. Jest tragedią w której skupiło się skondensowane dobro i zło ostatnich kilkudziesięciu lat polskiej historii. I dlatego nikt, kto będzie chciał nakręcić na ten temat film, nie ucieknie od pytania, słusznego pytania - po co go nakręcił?
Albo ktoś, także reżyser, to dobro w działalności Lecha Kaczyńskiewgo i jego współpracowników widzi, albo nie. Albo potrafi dostrzec i spersonifikować zło, które do tragedii doprowadziło i usiłuje ze wspomnianym dobrem nadal walczyć, albo zadowala się fatalizmem lub długim cieniem niezwyciężonego Szatana w ruskiej uszatce. Przypominam, że w "Czarnym Czwartku" złem wcielonym jest System, ale od tamtych wydarzeń dzielą nas dziesięciolecia i takie uogólnienie byłoby teraz po prostu czymś niezrozumiałym.
Po drugie, Smoleńsk jest wydarzeniem o takiej randze, wymiarze i możliwych konsekwencjach, że przyczynkarskich, "autorskich" filmów lepiej jeszcze o nim nie kręcić. Także dla dobra autora.
Po trzecie wreszcie, największe wątpliwości wzbudziła we mnie wypowiedź Antoniego Krauze, który stwierdził, że to był zamach, ale nie powiedział kto był zamachowcem. A tymczasem nawet wśród całkowicie przekonanych zwolenników teorii zamachu pewności, ani zgody co do głównych autorów zamachu, z tego co mi wiadomo, nie ma.
Czy to nie jest przypadkiem sugestia, że Krauze ani nie będzie się interesował powodami, ani autorami zamachu, a jedynie znów pragnie nakręcić film martyrologiczny, wyłącznie o ofiarach?
A różnica między tragiczną śmiercią Lecha Kaczyńskiego, a próbą uśmiercenia w osobie Prezydenta idei wolnej, demokratycznej Polski jest mniej więcej taka, jak między katastrofą lotniczą, a zamachem.
Czy reżyser i autor scenariusza na pewno zdaje sobie z tego sprawę?
Nic w tym dziwnego, że film domaga się Smoleńska, ale o tym, że Smoleńsk już teraz, tutaj domaga się filmu, musi mnie ktoś przekonać.
2 komentarze:
Karlinie,
z zupełności się z Tobą zgadzam. Film, to nie pomnik. Pomniki tak - jak najszybciej, na film chyba za wcześnie, choć wierzę, że Krauze zrobiłby go najuczciwiej jak potrafi. Sytuacja ws. tragedii smoleńskiej rozwija się teraz jednak dość dynamicznie i może jeszcze przynieść jakąś puentę..
Ale może Antonim Krauze powoduje obawa, że ktoś go uprzedzi? A już nie daj Boże ktoś z drugiej strony... A wiadomo, że pierwszy film byłby najważniejszy, to z nim porównywano by następne, jeśliby takie powstały.
Pozdrawiam
Rzepko
Krauze nakręcił nienajgorszy film o wydarzeniach, co do których nikt już nie próbuje kwestionować, przynajmniej werbalnie, winę zabójców, czy oskarżać zabitych, że sami swoją śmierć spowodowali. A tak jest teraz w sprawie Smoleńska.
Ja po prostu nie wierzę, żeby Krauzego stać było na sprostanie temu tematowi.
Pozdrawiam
Prześlij komentarz