czwartek, 28 czerwca 2012

Scenki z życia podludzi

Dzisiaj, kilka godzin przed półfinałowym meczem Włochy-Niemcy.

Przy Stadionie Narodowym (już niedługo zapewne Gazprom Arena im. K. Górskiego) wysypuje się z tramwaju grupka rozbawionych, niemieckich kibiców. Nie agresywnych, ale po prostu głośnych tą niemieckojęzyczną, podlaną piwem hałaśliwością, którą doskonale zna każdy, komu udało się choćby raz odwiedzić Oktoberfest w Monachium. Skojarzenie ze świętem piwa nie jest od rzeczy, bo ci goście wsiadając do tramwaju zostawili na przystanku kilka pustych butelek, szybko dopijanego piwa.

Na przystanku czeka na tramwaj starsza kobieta. Taka normalna, polska, mocno już starsza Pani, schludnie, czysto, choć bardzo skromnie ubrana, z wyprasowaną wielokrotnym, starannym skladaniem torebką foliową z nic już nie znaczącym napisem "Unitra". Cofa się dwa kroki, aby pozwolić wysiąść Niemcom w koszulkach ich narodowej reprezentacji. Witają ich życzliwe uśmiechy lub obojętne spojrzenia innych, czekających na przystanku Polaków. I wzrok tej starszej Pani, którego ja już chyba nigdy nie zapomnę. Ten język, te śmiechy, te pewne siebie, swobodne twarze. W jej spojrzeniu nie było ani obojętności ani radości. Była za to tak w tej chwili tania, bezużyteczna i przemijająca pamięć. I cień lęku.

I w tej jednej chwili doszło do mnie, że jeśli już komuś mieliby polscy, szukający zwady młodzi ludzie, spuścić z okazji Euro 2012 łomot, to przede wszystkim właśnie Niemcom. Nie szczutym na nich przez putinowsko-tuskowe szuje, zwykłym Rosjanom, ale Niemcom. Za co? Choćby za plugawiący tę ziemię, paskudny język. Za tę starszą Panią, której przypomnieli coś, co na pewno nie sprawiło jej przyjemności. Za tych tchórzliwych "Strażników Gronkowca" z taką lubością szarpiących podobne staruszki, próbujące sprzedawaniem sznurowadeł na chodniku dorobić do głodowej emerytury, a wstydliwie odwracających głowy, podobnie jak tak zwani policjanci, gdy ci Niemcy chlali piwo na przystanku, a potem stawiali gdzie popadło puste butelki. Za historię i teraźniejszość. Za całokkształt.

Tych ostatnich parę tygodni pokazało, jak głęboko wepchnięto w nas postawę podludzi. Nie reagujących już niemal zupełnie na 200 tysięcy volksdeutschów w opolskiem, na jawnie proniemiecki RAŚ, na urabiające polską opinię publiczną, polskojęzyczne, ale będące niemiecką własnością media, na opłacający polską sferę publiczną i polskich polityków, regulujący polską gospodarkę poprzez sieć niemieckich banków, niemiecki kapitał. "Lubiących" Niemców tą korną, służalczą sympatią ubogiego krewnego, który w pierwszej kolejności zatłucze łopatą brata, mogącego ich Pana zdenerwować.

Łatwiej nas teraz napuścić na Rosjan, wobec których nie mamy takich kompleksów, jak wobec Niemców, i na których możemy swoje, wstydliwe pozy wobec przedstawicieli Herrenvolku odreagować. Rosjan, wśród których jest być może więcej przeciwników Putina i tych, którzy na niego w rzeczywistości nie głosowali, niż u nas autentycznych przeciwników Tuska. W Rosji bowiem imperialne marzenia usiłuje narzucić społeczeństwu wladza, zaś Niemcy nie mieli i nie mają nic przeciwko enerdowsko-kagiebowskiej agenturze u władzy, jeśli tylko mogą podejrzewać, że próbuje realizować ich sny o potędze. Nie ważne jak, starają się tym nie interesować i milkną lub zmieniają temat, jeśli się ktoś ich o to zapyta. Ale nawet po stu takich rozmowach, to pewne, znowu na te swoje marzenia zagłosują.

Cóż więc czynić?

Iść za marzeniem.

Gdyby zmierzającym na stadion, polskim "piknikom" pozwolić zrealizować te ich najskrytsze, wnieśliby na trybuny pięć tysięcy grili, a murawę zasnułby gęsty dym z wolno opiekanych schweinsteigerów. Czy czegoś takiego, w zależności od znajomości języka Herrenvolku. Może nie byłoby wiele widać, ale czego by się człowiek nie nasłuchał!


Brak komentarzy: