Sypią się biura turystyczne. Kolejnych,
pogrążonych w leniwym konsumowaniu wakacyjnych rozkoszy nagle wyganiają z plaż,
hoteli i pędzą do domu, praktycznie bez szans na zwrot pieniędzy, czasem zanim
tego mitycznego żołędzia z kreskówki zdołali porządnie nadgryźć. A to,
podejrzewam, jeszcze nie koniec.
Sypią się jak słoma z jedwabnych skarpetek. No
ale dlaczego miałyby się nie sypać?
Idzie kryzys. Kłębi się na horyzoncie, dyszy za
rogiem, dudni w rurach kanalizacyjnych. Każdy złodziej wśród biznesmeneów III RP
wie, co w takich okolicznościach należy robić. Kraść coraz szybciej, jak
najwięcej, dopóki jeszcze jest coś do ukradzenia. Będą więc się palić,
bankrutować, ogłaszać upadłośc, redukować i zwijać interesy. Bo tam tkwi źródło
ekstra kasy w takich, trudnych czasach.
I dlatego właśnie owe bankructwa staną się takie
nieprzewidywalne, a upadać zaczną nawet firmy nie tylko pozornie, ale
rzeczywiście w dobrej kondycji, jedynie upozorowanej na skutkujące bankructwem
kłopoty finansowe. Będzie to oznaczało, że nawet rzetelny, standardowy nadzór i
kontrola do ostatniego momentu nie wykażą nadciągającej katastrofy. Klienci,
pracownicy, wierzyciele (może poza mającymi swoje środki kontroli i
egzekucji klientami ze sfer mafijnych) są zupełnie bez szans.
Na jedyną, stworzoną w tym celu przez cywilizację
opartą na równości wobec prawa instytucję, czyli na państwo, także nie mają co
liczyć. W końcu rządzą nami najlepsi z "zapobiegliwych", krew z krwi i kość z
kości tych, którzy grabią w tej chwili klientów biur podróży. Oni robią zresztą
dokładnie to samo, a medialne awantury wokół prywatnych biur turystycznych to
dla nich doskonała przykrywka.
Do kogo na przykład, w zgiełku zapłakanych i
oszukanych turystów, dotrze informacja, że komisja sejmowa nie otrzymała od
rządu informacji o powodach i szczegółowej strukturze wypłacenia niedawno przez
Tuska prywatnym właścicielom autostrad blisko 1,5 mld złotych?
Jak się już nie po raz pierwszy
okazuje, wydawanie publicznych pieniędzy może być tajne, nawet dla posłów. Ja
mogę posłom pomóc. Te pieniądze, kórych brakuje na emerytury, służbę zdrowia,
szkoły, naukę i wszystko co najpotrzebniejsze, to ukryte we wszystkich umowach z
dysponentami tych autostrad rekompensaty za mniejszy, niż wpisano w te umowy,
przeciętny ruch na owych autostradach. Wystarczy więc podnosić opłaty za
autostrady, wyganiać z nich kierowców i ciągnąć kasę podwójnie. Raz z
rekompensat budżetowych, dwa ze spadku wydatków na konserwację i utrzymanie
coraz rzadziej używanej drogi.
Te 1,5 mld to już jest zbyt duża kwota, żeby
zmieściła się w wyobraźni przeciętnego leminga. Nie mówiąc o przekraczającym 44
mld złotych i błyskawicznie rosnącym długu Krajowego Funduszu Drogowego, mimo że
drogi postają głównie na ekranach TVN, i związanych z tym - czysty przypadek? -
bankructwach firm i spółek, te austrady budujących.
Czy naszym drogim, zbyt już dla nas drogim
lemingom coś to uświadomi? Boże uchowaj. Po pierwsze, będą zachwycone, że to się
przydarzyło ich sąsiadom, znajomym, przyjaciołom. A nie im. Po drugie, będą
usatysfakcjonowane, że świat w którym żyją, to jest ich świat. Świat, którego
reguły znają i akceptują. A wpadki, kradzieże czy ustawiane bankructwa? Coż,
"ryzyko wolnego rynku".
Lemingi są osobami, które charakteryzuje
asertywność i spolegliwość mentalnych pensjonariuszy łagru lub obozu
koncentracyjnego. I mniej więcej taka sama aktywność w rejonach, które w ich
umysłach strzeże niewidzilany drut kolczasty. Nadmiar wiedzy to dla nich
trucizna, ale jedno wiedzą na pewno.
Kto nie juma ten kaczysta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz