piątek, 21 września 2012

O "obrońcach" dzieci


Medialny skandal, wywołany przez nagłośnienie i odpowiednie skomentowanie zdjęć z otrzęsin uczniów salezjańskiego gimnazjum w Lubinie jest czymś istotnym, ale wbrew intencjom jego animatorów, w zupełnie innych kategoriach, niżby tego chcieli. Pokazuje bowiem rzeczywisty problem, z którym ktoś będzie się musiał zmierzyć.

Z pewnością nie będą to jednak koncentrujący się na urojonej pedofilii księdza lub hurtowo, z charakterystyczną dla części wielbicieli III RP lub specyficznego gatunku polskiej emigracji, antyklerykalną obsesją, potępiający Kościół i wysyłający wszystkich księży do więzienia.

Co gorsza, brak mi takiej refleksji również u osób, jak się zdaje, trzeźwiej patrzących na całą sprawę. Widzących, że ksiądz, chcąc być za wszelka cenę „cool” i „spoko”, jedynie uległ presji uczniów i mody, dając się wciągnąć w imprezę, w której właśnie przede wszystkim ksiądz nie powinien uczestniczyć. Także oni bowiem nie zauważają problemu, jaki się przy tej okazji pojawił.

Otóż każdy, w miarę przytomny i mający kontakt z rzeczywistością obserwator zdaje sobie sprawę, że tego typu „obrzędy otrzęsinowe” są sprawą powszechną i mają miejsce od lata na dziesiątkach, setkach tysiącach imprez, obozów czy inauguracji. Wszyscy je akceptują, o czym świadczy najprostszy i najmocniejszy z możliwych dowód – nikt się ich nie wstydzi i nie próbuje tego, co się na nich dzieje ukryć.


Proszę poczytać tekst i obejrzeć reportaż zdjęciowy od zdjęcia numer 76. Polecam zwłaszcza zdjęcie numer 77. Ostrzegam, w stanie wzmożenia medialną nagonką na księdza i w kontekście wykładni, przyjętej w mediach dla zdjęć z salezjańskiego gimnazjum – bardzo mocne, wręcz bijące na głowę wszystko, co zdołano sfotografować z udziałem tamtego księdza.

Jak napisałem, te zdjęcia upubliczniono, bo nikt – dyrekcja szkoły, rodzice i uczniowie nie uważali, że jest na nich coś złego i że powinni się czegokolwiek w związku z tym wstydzić. Czy rzeczywiście nie powinni?

Wyglądałoby na to, że skoro obrzędy inicjacyjne są w kulturze ludzkiej tak stare, jak ona sama, że prawie zawsze wiążą się z łamaniem tabu, przekraczaniem barier lęku, obrzydzenia, a także pewną formą upokarzania nowicjusza, bardzo często będąc dzięki temu uzasadnionym przygotowaniem do nowych wyzwań i możliwości, jakie go czekają – wstyd jest tu absolutnie nie na miejscu.

Otóż w tej chwili, w wypadku imprez z udziałem dzieci i dorosłych, nie byłbym już tej obrzędowej niewinności taki pewny. Jeśli intencje są czyste, a cały spektakl nie przekracza granic akceptowanych przez wszystkich, wstydzić się oczywiście nie ma czego ale bać się, moim zdaniem, można a nawet należy.

Żyjemy w świecie, w którym pedofilia jest jednym z zachowań wzbudzających największa odrazę i potępienie. Jej klasyczną definicję, obejmującą zainteresowanie dziećmi w wieku przedpokwitaniowym rozciągnięto na „wczesną formę pokwitania”, którą w różnych krajach, w różny sposób po prostu określa prawo.

Z drugiej strony współczesna kultura obficie wykorzystuje „zakazany” dziecięcy seksualizm, zaczynając od jej form najbardziej popularnych, aż po na przykład propagowaną jako jedną z najwybitniejszych w XX wieku, powieść Nabokova - „Lolita”.

W efekcie mamy z jednej strony rygorystyczne, acz popularyzowane tabu, z drugiej współżyjących z 13-tatkami, sławnych reżyserów, ściganych w jednych, a chronionych w innych krajach. Zbrodniarzy i męczenników. Reklamę sugerującą, że ten „zakazany owoc” jest, pod pewnymi warunkami, jednak dostępny, i bezwzględne potępienie oraz kary dla wszystkich, którzy tych warunków nie spełniają.

Jest jeszcze jedna kategoria, dla której stworzony cywilizację domniemania winy, bez prawa do jakiegokolwiek tłumaczenia i obrony, pakującą do jednego worka winnych i niewinnych, na wszelki wypadek, gdyby były problemy z dowiedzeniem czegokolwiek. To księża katoliccy.

Czy to nie „ciekawe”, że wspomniane już zdjęcia z otrzęsin na obozie żeglarskim, oraz wiele innych, dostępnych w sieci czy prywatnych archiwach fotograficznych, nie wzbudziły zainteresowania tzw. mediów, dopóki nie były one w stanie „wykryć” znajdującego się w takiej samej sytuacji księdza?

Oczywiście że rzeczy oczywiste nie są ciekawe, stąd wcześniejszy cudzysłów. Odkrywcy zdrożnych praktyk księdza doskonale przecież wiedzą, że nic w nich zdrożnego, a z sugerowania zachowań nagannych u jakiegoś nauczyciela wu-efu w prowincjonalnej szkole podstawowej niewiele wyniknie i premii za to nie będzie. Za możliwość rozpętania kolejnej kampanii przeciwko instytucji Kościoła będzie natomiast środowiskowa gloria i pochwały. Będzie także można, wykorzystując, wzbudzone odpowiednimi skojarzeniami, ludzką odrazę i potępienie, zbudować kolejny, odwracający uwagę, krótkotrwały pancerz ochronny dla złodziejsko-bandyckiej, ukochanej, przede wszystkim poprzez konto bankowe – władzy.

Wszystko, rzecz jasna, w trosce o „dobro dzieci”.

No właśnie, dobro dzieci.

Przyznam się szczerze, że ja bym się o dobro tych rozrechotanych widokiem krzywych kończyn podkasanego księdza-dyrektora 14-15 latków raczej nie obawiał. Do momentu, gdy do szturmu nie ruszyli ich furiacko nienawidzący Kościoła „obrońcy”. Bo teraz, dopiero teraz rzeczywiście mogą się znaleźć w koszmarnej sytuacji „współuczestników odrażających zachowań”, którzy w dodatku, tak jak ich rodzice, swoich dorosłych kompanów z tych zabaw usiłują bronić. Wiadomo, „syndrom sztokholmski”, te rzeczy.

Jednak znając współczesnych gimnazjalistów i ta sytuacja, w mojej opinii, jest dla nich do przełknięcia. Na przykład do przerobienia na coś na kształt knajackiej dumy z medialnego wyróżnienia, a może – u tych najrozsądniejszych – do zapamiętania, jako jeszcze jedna inicjacja, tym razem w świecie kłamstw mediów III RP. To jest chyba ostatnia rzecz, o jakiej pomyśleli rozpętujący burzę wokół pianki na kolanach księdza.

Ale co się stanie z młodszymi dziećmi, które do takiej refleksji czy kompensacji nie są jeszcze zdolne? Z dzieciarnią z dziesiątków, setek, a nawet tysięcy obozów, kolonii i imprez, na których takie otrzęsiny są od wielu lat normą?

Przecież socjopatyczni tropiciele i kreatorzy „medialnie zboczonych księży” prawdopodobnie zafundowali im, w tym być może i swoim dzieciom traumę, o jakiej w swoich tępych umysłach nie są w stanie pomyśleć. To samo dotyczy biorących w tych, mniej lub bardziej głupich, ale niewinnych zabawach, dorosłych nauczycieli i opiekunów.

I żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie wystarczy wydać ministerialnego zakazu „zlizywania czegokolwiek z kolan innej osoby przez niepełnoletniego”, ani bezustannie potępiać „dziennikarzy”. Takie rytuały zawsze zawierają w sobie elementy upokorzenia, pozy, gesty czy zachowania, które dostatecznie zboczony lub zdeterminowany obserwator odczyta w jemu potrzebny, oskarżycielski sposób.

Wydaje mi się więc, że we współczesnym świecie medialnego linczu, do którego to świata akurat w tej dziedzinie III RP niestety należy, tego typu „inicjacje” czy „otrzęsiny” z udziałem dorosłych i dzieci nie powinny mieć miejsca.

Czy to oznacza, że mogą zniknąć? Wątpię. Ale dobrze byłoby, gdyby co rozumniejsi rodzice chociaż spróbowali tego dopilnować, mając świadomość, że polowanie z nagonką na księdza albo na nauczyciela, którego siostry mąż cztery lata temu był w PISie, będzie prowadzone przez zbrodniczych debili. A więc z ostrzałem wszystkiego, co wokół, nie wyłączając szpitali, przedszkoli czy żłobków.

Zaś opiekunowie i wychowawcy powinni pamiętać, że w ich sytuacji ani niewinność, ani członkostwo w PO mogą nie wystarczyć. Jeśli nie tkną ich media i władza, to nie darują im ich niewinności wzburzeni przez te media rodzice.

Brak komentarzy: