Medialny
skandal, wywołany przez nagłośnienie i odpowiednie skomentowanie
zdjęć z otrzęsin uczniów salezjańskiego gimnazjum w Lubinie jest
czymś istotnym, ale wbrew intencjom jego animatorów, w zupełnie
innych kategoriach, niżby tego chcieli. Pokazuje bowiem rzeczywisty
problem, z którym ktoś będzie się musiał zmierzyć.
Z
pewnością nie będą to jednak koncentrujący się na urojonej
pedofilii księdza lub hurtowo, z charakterystyczną dla części
wielbicieli III RP lub specyficznego gatunku polskiej emigracji,
antyklerykalną obsesją, potępiający Kościół i wysyłający
wszystkich księży do więzienia.
Co
gorsza, brak mi takiej refleksji również u osób, jak się zdaje,
trzeźwiej patrzących na całą sprawę. Widzących, że ksiądz,
chcąc być za wszelka cenę „cool” i „spoko”, jedynie uległ
presji uczniów i mody, dając się wciągnąć w imprezę, w której
właśnie przede wszystkim ksiądz nie powinien uczestniczyć. Także
oni bowiem nie zauważają problemu, jaki się przy tej okazji
pojawił.
Otóż
każdy, w miarę przytomny i mający kontakt z rzeczywistością
obserwator zdaje sobie sprawę, że tego typu „obrzędy
otrzęsinowe” są sprawą powszechną i mają miejsce od lata na
dziesiątkach, setkach tysiącach imprez, obozów czy inauguracji.
Wszyscy je akceptują, o czym świadczy najprostszy i najmocniejszy z
możliwych dowód – nikt się ich nie wstydzi i nie próbuje tego,
co się na nich dzieje ukryć.
Przykład
pierwszy z brzegu – oficjalna
strona internetowa jednej ze szkół podstawowych.
Proszę
poczytać tekst i obejrzeć reportaż zdjęciowy od zdjęcia numer
76. Polecam zwłaszcza zdjęcie numer 77. Ostrzegam, w stanie
wzmożenia medialną nagonką na księdza i w kontekście wykładni,
przyjętej w mediach dla zdjęć z salezjańskiego gimnazjum –
bardzo mocne, wręcz bijące na głowę wszystko, co zdołano
sfotografować z udziałem tamtego księdza.
Jak
napisałem, te zdjęcia upubliczniono, bo nikt – dyrekcja szkoły,
rodzice i uczniowie nie uważali, że jest na nich coś złego i że
powinni się czegokolwiek w związku z tym wstydzić. Czy
rzeczywiście nie powinni?
Wyglądałoby
na to, że skoro obrzędy inicjacyjne są w kulturze ludzkiej tak
stare, jak ona sama, że prawie zawsze wiążą się z łamaniem
tabu, przekraczaniem barier lęku, obrzydzenia, a także pewną formą
upokarzania nowicjusza, bardzo często będąc dzięki temu
uzasadnionym przygotowaniem do nowych wyzwań i możliwości, jakie
go czekają – wstyd jest tu absolutnie nie na miejscu.
Otóż
w tej chwili, w wypadku imprez z udziałem dzieci i dorosłych, nie
byłbym już tej obrzędowej niewinności taki pewny. Jeśli intencje
są czyste, a cały spektakl nie przekracza granic akceptowanych
przez wszystkich, wstydzić się oczywiście nie ma czego ale bać
się, moim zdaniem, można a nawet należy.
Żyjemy
w świecie, w którym pedofilia jest jednym z zachowań wzbudzających
największa odrazę i potępienie. Jej klasyczną definicję,
obejmującą zainteresowanie dziećmi w wieku przedpokwitaniowym
rozciągnięto na „wczesną formę pokwitania”, którą w różnych
krajach, w różny sposób po prostu określa prawo.
Z
drugiej strony współczesna kultura obficie wykorzystuje „zakazany”
dziecięcy seksualizm, zaczynając od jej form najbardziej
popularnych, aż po na przykład propagowaną jako jedną z
najwybitniejszych w XX wieku, powieść Nabokova - „Lolita”.
W
efekcie mamy z jednej strony rygorystyczne, acz popularyzowane tabu,
z drugiej współżyjących z 13-tatkami, sławnych reżyserów,
ściganych w jednych, a chronionych w innych krajach. Zbrodniarzy i
męczenników. Reklamę sugerującą, że ten „zakazany owoc”
jest, pod pewnymi warunkami, jednak dostępny, i bezwzględne
potępienie oraz kary dla wszystkich, którzy tych warunków nie
spełniają.
Jest
jeszcze jedna kategoria, dla której stworzony cywilizację
domniemania winy, bez prawa do jakiegokolwiek tłumaczenia i obrony,
pakującą do jednego worka winnych i niewinnych, na wszelki wypadek,
gdyby były problemy z dowiedzeniem czegokolwiek. To księża
katoliccy.
Czy
to nie „ciekawe”, że wspomniane już zdjęcia z otrzęsin na
obozie żeglarskim, oraz wiele innych, dostępnych w sieci czy
prywatnych archiwach fotograficznych, nie wzbudziły zainteresowania
tzw. mediów, dopóki nie były one w stanie „wykryć”
znajdującego się w takiej samej sytuacji księdza?
Oczywiście
że rzeczy oczywiste nie są ciekawe, stąd wcześniejszy cudzysłów.
Odkrywcy zdrożnych praktyk księdza doskonale przecież wiedzą, że
nic w nich zdrożnego, a z sugerowania zachowań nagannych u jakiegoś
nauczyciela wu-efu w prowincjonalnej szkole podstawowej niewiele
wyniknie i premii za to nie będzie. Za możliwość rozpętania
kolejnej kampanii przeciwko instytucji Kościoła będzie natomiast
środowiskowa gloria i pochwały. Będzie także można,
wykorzystując, wzbudzone odpowiednimi skojarzeniami, ludzką odrazę
i potępienie, zbudować kolejny, odwracający uwagę, krótkotrwały
pancerz ochronny dla złodziejsko-bandyckiej, ukochanej, przede
wszystkim poprzez konto bankowe – władzy.
Wszystko,
rzecz jasna, w trosce o „dobro dzieci”.
No
właśnie, dobro dzieci.
Przyznam
się szczerze, że ja bym się o dobro tych rozrechotanych widokiem
krzywych kończyn podkasanego księdza-dyrektora 14-15 latków raczej
nie obawiał. Do momentu, gdy do szturmu nie ruszyli ich furiacko
nienawidzący Kościoła „obrońcy”. Bo teraz, dopiero teraz
rzeczywiście mogą się znaleźć w koszmarnej sytuacji
„współuczestników odrażających zachowań”, którzy w
dodatku, tak jak ich rodzice, swoich dorosłych kompanów z tych
zabaw usiłują bronić. Wiadomo, „syndrom sztokholmski”, te
rzeczy.
Jednak znając współczesnych gimnazjalistów i ta
sytuacja, w mojej opinii, jest dla nich do przełknięcia. Na
przykład do przerobienia na coś na kształt knajackiej dumy z
medialnego wyróżnienia, a może – u tych najrozsądniejszych –
do zapamiętania, jako jeszcze jedna inicjacja, tym razem w świecie
kłamstw mediów III RP. To jest chyba ostatnia rzecz, o jakiej
pomyśleli rozpętujący burzę wokół pianki na kolanach księdza.
Ale co się stanie z młodszymi dziećmi, które do
takiej refleksji czy kompensacji nie są jeszcze zdolne? Z
dzieciarnią z dziesiątków, setek, a nawet tysięcy obozów,
kolonii i imprez, na których takie otrzęsiny są od wielu lat
normą?
Przecież socjopatyczni tropiciele i kreatorzy
„medialnie zboczonych księży” prawdopodobnie zafundowali im, w
tym być może i swoim dzieciom traumę, o jakiej w swoich tępych
umysłach nie są w stanie pomyśleć. To samo dotyczy biorących
w tych, mniej lub bardziej głupich, ale niewinnych zabawach,
dorosłych nauczycieli i opiekunów.
I żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie wystarczy
wydać ministerialnego zakazu „zlizywania czegokolwiek z kolan
innej osoby przez niepełnoletniego”, ani bezustannie potępiać
„dziennikarzy”. Takie rytuały zawsze zawierają w sobie elementy
upokorzenia, pozy, gesty czy zachowania, które dostatecznie zboczony
lub zdeterminowany obserwator odczyta w jemu potrzebny,
oskarżycielski sposób.
Wydaje mi się więc, że we współczesnym świecie
medialnego linczu, do którego to świata akurat w tej dziedzinie III
RP niestety należy, tego typu „inicjacje” czy „otrzęsiny” z
udziałem dorosłych i dzieci nie powinny mieć miejsca.
Czy to oznacza, że mogą zniknąć? Wątpię. Ale
dobrze byłoby, gdyby co rozumniejsi rodzice chociaż spróbowali
tego dopilnować, mając świadomość, że polowanie z nagonką na
księdza albo na nauczyciela, którego siostry mąż cztery lata temu
był w PISie, będzie prowadzone przez zbrodniczych debili. A więc z
ostrzałem wszystkiego, co wokół, nie wyłączając szpitali,
przedszkoli czy żłobków.
Zaś opiekunowie i wychowawcy powinni pamiętać, że
w ich sytuacji ani niewinność, ani członkostwo w PO mogą nie
wystarczyć. Jeśli nie tkną ich media i władza, to nie darują im
ich niewinności wzburzeni przez te media rodzice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz